... nie, to kot się przepychał przez okienko, Amel dalej śpi. Nie chcę by wchodził na górę, bo już widzę, że ma bardzo duże problemy z poruszaniem. Chodzi z trudem i bardzo wolno, kładzie się długo, wstaje ciężko, na podłodze łapy mu się na dodatek rozjeżdżają. W ogóle nie wyobrażam sobie, jak by schodził po schodach! Przerabialiśmy to całkiem niedawno z szesnastoletnim Wacławem i wolimy drugi raz nie. Sądzę, że przednią łapę miał złamaną i źle się zrosła.

Na szczęście na parterze nie ma żadnych schodów.
"Zupełnie jak Wacek" stwierdził filozoficznie TŻ, przyglądając się, jak Amel starannie sprawdza, czy koty przypadkiem nie zostawiły czegoś w miskach. No, bo cudze na pewno lepsze.
Zrobiłam mu ze sto zdjęć, w tym 90 złych a pięć poruszonych. Może potem je obrobię i jakieś wrzucę.
Reasumując - koty zdziwione i niezadowolone, ale pogodzone z losem - no cóż, kolejne stare cielę w domu, trzeba będzie znowu jeść szybciej. Gabunia zazdrosna i warcząca, ale ona jest zazdrosna o wszystkich z TŻetem włącznie. Szczury jeszcze się nie wypowiedziały, bo śpią.
Jednym słowem - jest dobrze.
Natomiast dla mnie te półtorej godziny, które spędziłam pod schroniskiem słuchając szczekania i skomlenia, to były najdłuższe od czasu...
Chapeau bas, drogie wolontariuszki. Ja, histeryczka i wariatka, nie dałabym rady nie zwariować w takim miejscu.
Na razie pozwalam sobie cieszyć się, że choć jeden pies i jeden kot pokonali zły los.