Zaraz zobaczę

Nie ma to jak działanie w czas.
Czy jest jakiś klub Nieanonimowych Kociarzy? A dlaczego nieanoniomowych? Bo ślady pazurów i sierść są jednoznacznymi dowodami, których nie da się ukryć.
Chciałabym się przyznać. Mam kota, mój kot nazywa się Ancymon, miał nazywać się Książę ale raczej mógłby się nazywać Księciunio Pumpurunio. No cóż jest Bury Książę Ancymon. Dziewczyna mojego brata mówi, że tylko doczepić mu pędzelki i byłby idealny ryś. Jak więc widzicie jestem Dużą transwescyty.. jestem w stanie uwierzyć, że On tak lubi przebywać w łazience, bo tam sobie te pędzelki goli, że niby wszystko ok i jednak jest kotem.
Dzisiaj wróciłam do domu, cisza spokój, ja już nawet nie słyszę szeleszczących torebek, wyrzucanych rzeczy, to znaczy słyszę ale nie walczę z wiatrakami. Cisza, spokój no sielanka niemalże.
Karmię koteńka bo tak ładnie prosi... w sensie, że prawie rozrywa torebkę z suchym, uderza mocno już zdezelowaną puszeczką o wszystkie okoliczne meble. No jak nic głodny jest koteniek. Karmię kotka, kotek zjada. Po zjedzeniu zadziera ogon i biegnie do łazienki. Zaintrygowana (o naiwności i ciekawości kobieca) biegnę za Ancymonkiem słodkim. Ancy pakuje się na umywalkę i czeka na wodę. Woda zaczyna lecieć, Ancy zadowolony pije... W ogóle On sobie lubi wypić. Dzisiaj mamma mia mówi mi, że nigdy się nie domyślę czym raczył się Księciunio. Bez sensacji odpowiadam - kawką z mlekiem (przypominam sobie jak chwilę wcześniej pakował łapy do mojej kawy... pyyszna była) w szoku jestem jak słyszę "nie". Jakoś nic innego nie przychodzi mi do głowy. Ma z dumą mówi, że jej TŻ przyłapał koteleńka na raczeniu się miętką

Mięta zdrowa jest. W czasie kiedy my sobie tam pitu, pitu gadamy Ancy wpadł w jakiś szał. Rzucał się na ziemię bokiem i coś tam dziwnego robił. Robię wielkie oczy, patrzę i nawet nie wiem czy powinnam to zauważać czy nie. Ma się martwi, może Jego coś bardzo boli. Stwierdzam, że jednak trzeba obserwować. Obserwuję, zwłaszcza miny kocie obserwuję. Spoglądam na mamę i kiwam głową "właśnie przeżywa agonie kolejnych szarych komórek".
Później też biegał, szalał. Zastanawia mnie trochę co to były za odgłosy ciężkich uderzeń, ale nie znalazłam żadnych śladów. Postanowiłam się dołączyć, to biegaliśmy sobie razem. Ancy jak fryga, ja raczej jak ociężały mamut. Ancy na pełnym rozpędzie wpadł do mojego pokoju. Wbiegam za nim i.... i kota brak. Chodzę szukam, no nie ma, że nie dowidzę pomyślałam, że gdzieś indziej poleciał. Wychodzę z pokoju, kiedy czuję ugryzienie w kostkę... koteczek słodki. No i tak sobie na mnie polował. A później polował jeszcze na to i owo... a później przyszedł mój brat z dziewczyną więc w celach uniknięcia dalszych ran zrobiłam im desant kota... kotelek wszedł do pokoju i wyskrobał pudełko stojące na zafce. Pudełko okazało się świetne, bo miało dziurę przez którą można było wsadzić łapki do środki. Po czym jak je wyskrobał, wygryzł, wydrapał ułożył się na świeżo zwolnionej półce (i tylko Miki coś szczęśliwy nie był, bo to jakieś specjalne pudełko było, a ta dziura to przez niego samego wycięta, żeby na szafeczce idealnie się mieściło. Koteczek mieścił się lepiej!)