Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
groszkowa pisze:nie mówię o pełnych badaniach diagnostycznych, bo takie to sobie mogę sama zrobić. tylko o uprzedzniu, że zwierzę jest chore, że będzie wymagało kosztownego leczenia... nie byliśmy przygotowani na to,ze w ciągu miesiąca na samo leczenie wydamy kilka setek. ale dopóki jest sens, dopóty będziemy w leczenie Juniora ładować kolejne pieniądze. ale ile ludzi wzięło ze schronu "zdrowego" zwierzaka, po czym wyrzuciło go na ulicę, bo nie chciało im się go leczyć?
nic ich przecież nie kosztuje powiedzenie nowym właścicielom "proszę pani, proszę pana, kot może być chory, nie mamy warunków, żeby go zdiagnozować". my usłyszeliśmy tylko "ma świerzb, pomogą kropelki, poza tym okaz zdrowia". czym innym jest brak informacji, a czym innym celowe wprowadzanie w błąd... albo czyste skur******two, albo głupota. stawiam na to pierwsze.
Never pisze:oficjalnie testy są robione w sytuacji kiedy jest podejrzenie ze kot jest chory.
atrophy pisze:Wiesz, jak choroba nie jest zdiagnozowana, to ciężko uprzedzić, że zwierzak będzie wymagał kosztownego leczenia, a na oko nie zdiagnozujesz. Kwestię informowania przemilczę, bo nóż mi się w kieszeni otwiera.
Biorąc Szyszkę liczyliśmy się z tym, że może z czymś przyjechać. Taka jest, niestety, polska rzeczywistość schroniskowa i stąd prośba do Never o zorientowanie się w kwestii "badań/testów przedadopcyjnych". Po to właśnie, żeby nie dochodziło do sytuacji, w której adoptowane zwierzę jest oddawane lub wyrzucane. Tylko chyba najpierw trzeba przekonać dyrekcję do zmian organizacyjnych, bo jeżeli wszystkie koty tam siedzą na kupie - a taki wniosek płynie z wątku - i w kółko się czymś zarażają, to gdzie tu sens?
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], moniczka102, Patrykpoz, uga i 108 gości