» Pt kwi 02, 2004 13:12
Witajcie
Bardzo serdecznie dziękuje za odpowiedzi.Dzisiaj jedziemy z kotką na konsultacje do lekarza, którego darzę dużym zaufaniem, nie napiszę jego nazwiska, bo post od osoby o nicku Kamila13 zbyt mocno pachnie weterynaryjnym światem (mąż został wczoraj poinformowany w owej klinice, że dr Pępiak wie o dyskusji na tym forum). Po konsultacji będę wiedziała jak przedstawia się sytuacja zarówno z kotką,kociętami jak i tym nieszczęsnym rtg, ktore było wykonane w klinice jako pierwsze (mam te zdjęcie, także nikt się nie wyprze) i na podstawie którego lekarze podjęli decyzję o operacji kotki w celu usunięcia martwych płodów. Najprawdopodobniej nie bede robic dzisiaj ponownego usg poniewaz po rozmowie z lekarzem z kliniki do ktorej dzisiaj jade utwierdzilam sie w przekonaniu o bldnie postawionej diagnozie dr Pępiaka i wiarygodnej dr Lemańskiego u którego ja i reszta towarzyszących mi osób naocznie widzieliśmy małe, ruszające się szkraby oraz pokazywano nam akcję serca. Dzwoniłam do kilku lekarzy, każdy z nich potwierdza, że dr Lemański jest obecnie najlepszym specjalistą w Szczecinie od usg i jeżeli jakikolwiek lekarz ma jakiekolwiek wątpliwości to wysyła na konsultacje właśnie do niego, tj. do dr Lemańskiego. Myślę, że dość już było " tego dobrego" i odczekanie co najmniej dwóch tygodni w celu zrobienia ponownego usg jest właściwą decyzją. Co do rtg, zdjęcia rtg nigdy nie są wskazane w ciąży ale jeśli istnieje taka konieczność (wg lekarzy z kliniki dr Pępiaka widocznie istniała, mimo, że mieli aparat do usg) to jednorazowe takie badanie nie powinno mieć żadnego wpływu na zdrowie kociąt. Dla zainteresowanych podaję link, gdzie m.in. mowa jest o wykonywaniu rtg http ://www.weterynariaochota.hg.pl/publik.htm
Bardzo dziękuję za otuchę w tych ciężkich dla mnie i mojej kotki chwilach. Cały czas żałuję, że zaufałam lekarzom i stąd te nieszczęsne zdjęcie rtg.
Do pani Kamili- proszę darować sobie tzw. wycieczki interpersonalne, ja do tej pory tego nie robiłam, nie podałam też nazwisk konkretnych lekarzy i mnóstwa innych detali nie mających oczywiście ścisłego związku ze sprawą ale rzutujących nieciekawie na obraz całej kliniki i proszę mnie do tego nie prowokować.
Dla jasnego obrazu podaję jeszcze raz w punktach jak wygląda sytuacja.
1. 31.04.2004 ok. 13 zauważyłam plamienie u kotki, wizyta w lecznicy dr Pępiaka
2. Zrobiono zdjęcie rtg , na jego podstawie stwierdzono dwa martwe płody i tel. poinformowano mnie o koniecznosci zabiegu operacyjnego, usunieciu martwych plodow i probowaniu ratowania macicy- lekarze co do tego, ze są to płody martwe na podstawie tego jednego zdjęcia rtg nie mieli żadnych wątpliwości!
3. Po dalszej rozmowie polegającej na tym, iż ja nie mogąc w to wszystko uwierzyć szukałam tzw. dziury w całym zrobiono usg ale tylko po to aby potwierdzić postawioną wcześniej diagnozę.
4. Oczywiście usg wg nich potwierdziło to co twierdzili wcześniej dodając jeszcze, że z płodów została tylko masa rozkładających się płodów...
5. Nie mieli żadnych , najmniejszych wątpliwości co do słuszności swej decyzji, operacja miala sie odbyć najpóźniej w ciągu pół godziny.
6.Do tragedii na szczęście nie doszło ponieważ na moje życzenie (dzięki wielkiemu wsparciu mojej pani prezes) mąż zabrał kotkę do domu. Na moje życzenie został podany betamox , lek na krzepliwość i recepta na hydroksyzynę (której nie miałam okazji podać, ponieważ kotka przestała plamić).
7. Skąd moja decyzja o zabraniu kotki? intuicyjnie czułam, że coś jest nie tak z tą diagnozą - lekarze z tej kliniki powinni być mi wdzięczni, ze uchroniłam ich sumienie przed zabiciem niewinnych kotków.
8. Wieczorem konsultacja wraz ze zrobieniem ponownego usg u dr Lemańskiego, który pokazuje mojemu mężowi na ekranie monitora żywe ruszające sie płody wraz ze wskazaniem akcji serca. Daje na to dokument - wydruk- zdjęcie z badania i wyraźnie zaznacza długość płodu oraz akcję serca.
9. Następnego dnia rano mąż jedzie z wydrukiem do kliniki dr Pępiaka i tu okazuje się, że pan doktor pomimo zdjęcia usg nadal twierdzi, że płody są martwe.
10. W owej nieszczęsnej klinice mężowi zostaje wydany dokument, w ktorym napisano m.in. : temperatura 37,8, diagnoza: podejrzenie ciąży martwej (..) płodów o zmineralizowanym kośćcu brak (..) opis zmian: pod. ciąży martwej , w stanie rozkładu.
11.W dokumencie tym dodano kilka nieprawdziwych informacji (został on wydany wczoraj mimo, że z datą wcześniejszą czyli z 31 kwietnia) m.in. to : "z uwagi na niepewną diagnozę jutro zostanie wykonane usg gratis przez dr Pępiaka" oraz "rokowanie ostrożne" a ja jeszcze raz oświadczam, że nie mieli oni najmniejszych wątpliwości co do swojej diagnozy i kotkę chcieli jak najszybciej operować.
12. 1 kwietnia zostało wykonane jeszcze jedno usg u dr Lemańskiego, byłam przy badaniu ja, mój mąż i znajoma jako świadek i naocznie stwierdziliśmy , że kociaki się ruszają, a jeden nawet podnosił, przemieszczał główkę. Obraz był bardzo dokładny, dr wykonał powiększenie płodu do ok. 10 cm i nie było mowy o żadnej pomyłce. Bijące serduszko było również dokładnie widoczne.
13. Na chwilę obecną jestem w posiadaniu następujących dokumentów: zdjecia rtg, zapisu-zdjęcia z usg mówiącego o żywych płodach oraz dokumentu wydanego przez dr Pępiaka mówiącego o podejrzeniu martwej ciąży w stanie rozkładu.
14.Nie szukałam zemsty ale zgodnie ze swoim sumieniem chciałam poinformować wszystkich, że taka sytuacja miała miejsce ostrzegając innych aby w poważnych sprawach nie wierzyli jednym lekarzom i szukali konsultacji u innych a o klinice no cóż, w tej sytuacji nie mogę powiedzieć nic innego jak tylko to aby omijać ją szerokim łukiem.
Pani, Panie hmm.. Kamilo. Ma Pani racje pisząc, że historia brzmi niewiarygodnie. Dodam więcej - jest przerażająca w ciągu kilku minut na podstawie błędnej diagnozy straciłoby życie kilka niewinnych istotek i pewnie nigdy bysmy sie o tym nie dowiedzieli. Wg Pani historia " nie trzyma sie kupy"- czyżby? Dokumenty, jakie posiadam chętnie udostepnię do wglądu a one mówią wszystko ...
Jako podsumowanie zacytuje słowa mojego męża skierowane do lekarzy z kliniki dr Pępiaka następnego dnia po wydarzeniu (kiedy pojechał pokazać im wydruk usg z żywymi kocinkami) " Zaufałem wam, wierzyłem wam, chciałem wam dac pokroić kota i tylko dzięki mojej żonie nie doszło do tragedii i kocięta żyją"....
Ostatnio edytowano Pt kwi 02, 2004 13:37 przez
bea, łącznie edytowano 1 raz