witam, wklejam troszke zdjec ze stoczni. Tak jak dziewczyny pisza, smutny widok tych kotow, ale tez radosc ze mozna im jakos pomoc.
Niektore koty sa wystraszone, inne bardzo sie do nas łaszą. Szkoda ze czasem stare, pogryzione, a mile, nie maja zbytniej szansy na adopcje. Najchetniej wzialbym je wszystkie
juz po sterylce, lekko podkurzone czekaja na wyjscie




juz na wolności


pora wybrac kotke, zadecydowac ktora dzis idzie do weta, pikuś








to ulubiony zakapior Marleny, pewno ojciec i dziadek polowy kociakow





a moze by sie tak dac zlapac.. ciekawe co mnie czeka za brama?

no własnie..




chyba kocur, z innej watachy, podlamany ogonek i duzo strupow



a to Tyfuska, nie wiem z jakiej okazji dostala takie imie od Pani opiekujacej sie kotami.
Czesto towarzyszy nam w lapaniu innych bidul


jak mialbym sie zdecydowac na jednego, nie wiedzialbym na ktorego, wszystkie sa superowe, maja madre oczka







inna rodzinka












Tyfuska pilnuje wejscia do kanalow. Jest tam cieplo, ale jakos tak strasznie. Moze pilnuje swojego dziecka, ktorego zwloki odkrylismy wczoraj?



i tu jeszcze inna rodzinka


Nie wszystkie z tych kotow sa dzikie. Mysle, ze czesc z nich moglaby znalezc kochajacy dom, wiemy w ktorych miejscach zyja. Na przyklad taka Tyfuska za kazdym razem patrzac przekazuje sygnal: wez mnie ze soba, gdziekolwiek, bylebym nie siedziala juz tutaj, gdzie wieczorami tocza sie walki kotow, gdzie kotki sa gwalcone, a w dzien trzeba uciekac przed mewami, polujacymi na koty, uwazajac zeby nie zranic sie o mnostwo zelastwa i innych niebezpieczenstw.
Przed nami jeszcze kilometry kanałow oraz innych zakamarkow, w ktorych sa koty. Panowie pracujacy w stoczni w wiekszosci sa superowi, szczegolnie ci "nie od pracy biurowej". Widac ze kochaja zwierzeta i rozumieja istniejacy tam problem.
Moim zdaniem najwiekszym problemem, oprocz zimna itp jest to ze duzo kotow potrzebuje opieki medycznej, kilkudniowej, o tym juz dziewczyny pisaly. Super ze zglaszaja sie wolontariusze do pomocy w wylapywaniu kotow, ale najcenniejsze byloby, gdyby ktos mogl przetrzymac schorowanego, dzikiego kota u siebie przez pare dni, podajac mu leki i dogladajac czy zdrowieje po wizycie u weterynarza
a poza tym

pozdrowionka
L.