Cieszę się, że chociaż tyle kotów znalazło dom... szkoda, że tak dużo jest ich w schronisku....
Ostatnio bardzo mało piszę

, ale czytam na bieżąco (z telefonu...

- od dwóch tygodni pracuję, i mam lekki sajgon...)
Ale wracając do konkretów...
Nie zgubił ktoś rudego kota?
Jadąc na cmentarz pojechałyśmy podwieźć koleżance mamy karmę (karmi koty na działkach, ja kupuje w makro, bo taniej... do tego dostają mięso z ryżem, itp). Ale wracając do tematu - przychodzimy, a ta koleżanka do nas z tekstem "mam kota na dachu, od trzech dni siedzi i nie chce zejść, ucieka jak przychodzę..."
Patrzę - siedzi takie rude coś... Siedzi na krawędzi altany i się drze... Ponoć przy próbie złapania uciekał, ale postanowiłam spróbować...
Jechałam na cmentarz, miałam na sobie botki z 9.5cm, dłuuugie spodnie i białe futerko, więc wyglądało to zabawnie... postałam chwilę prawie na jego wysokości (krzesło, deski...), wyciągnęłam rękę - pozwolił się pogłaskać... po chwili złapałam po prostu w pasie i zdjęłam... przytulił się mocno i wbił pazurki (moje białe futerko.... a pazurki czułam w ręce...)
Zeszłam na dół (cudem się przy tym nie wyp... ale to szczegół...) z kotem na rękach, po chwili dostał trochę suchego royala z ręki - pochłonął go momentalnie...
potem zjadł trochę puszki, cały czas na kolanach... puściłam - wszedł do altany... nie mógł tam zostać, więc zawołałam - wyszedł...
W każdym razie nie mogłyśmy zabrać go dzisiaj - został śpiący na poduszce - ma pod dachem jedzenie, wodę i karton, gdzie może wejść... Nie wiem jak dostał się na dach, może spadł z pobliskiego drzewa... ma ślady po walce, podrapany pyszczek (ewidentnie ślad kocich pazurów), i trochę odrapaną tylną łapkę.. to na 100% domowy kot który albo wypadł z okna i się zgubił (ale nikt go nie szuka

), albo został wyrzucony...
A jutro po niego przyjedziemy (tzn mama przyjedzie...) z transporterem...
Ale kompletnie nie wiem, co dalej...
Jest dorosłym paro-kilkuletnim niewykastrowanym rudym kocurem.... cały rudy, tylko na dekolcie ma małą białą plamkę (podobną do mojego Beeju)
Właśnie pertraktuję z mamą - może przyjść jako tymczas - na razie w łazience, bo jest spore ryzyko, że zacznie znaczyć, itp, poza tym trzeba go odrobaczyć i pozbyć się lokatorów z uszu...
Jest tylko ryzyko, że jak się za bardzo zżyje z Natalią i moją mamą to powie, że go nie odda.... wtedy będzie mieć dożywocie.. (właśnie przekonuję mamę, że sobie damy radę, choć kiepsko mi to idzie... największy problem - kasa....
ale liczę, że jak w końcu dostanę wypłatę, itp... mają płacić 5-ego... choć pierwsza wypłata pójdzie w całości na spłatę długów, których już się nabawiłam :/ )
Ten kot ma takie bardzo dziwne spojrzenie...
Może uda mi się jutro jakieś foto zrobić/wrzucić...