Pamiętam to dokładnie-choć lubię myśleć, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę i znów będę siedzieć w miękkim fotelu lub u twego boku na kanapie. Pamiętam ten jesienny, zimny, deszczowy dzień...spojrzałeś na mnie tak jakoś...inaczej..zadrżałam...bo wiedziałam, że stanie się coś złego...i stało się!! straciłam twą miłość Mój Człowieku...Czym sobie na to zasłużyłam, że wygnałeś mnie, wyrzuciłeś z domu jak śmieć.. trzaskając drzwiami. Byłam w rozpaczy, trzymając się źdźbła nadziei, że to pomyłka, że wrócisz i mnie zabierzesz, ale dni mijały a ja byłam głodna i było mi zimno. Ruszyłam przez siebie. Szukałam schronienia, jedzenia. O miłości i o Domu nawet bojąc się marzyć...Szłam, szłam długo, błąkając się i czasem wykradając jakieś resztki ze śmietnika..aż trafiłam na podwórko gdzie zobaczyłam piękne, grubaśne koty i Dużego, który właśnie sypie jedzonko,obok budka w której mieszkały. Pomyślałam: kurcze to wolne, niezależne koty, syczą na tego Dużego, a on im sypie jedzenie i patrzy na nie z czułością. A ja??? ja która kochała swego Człowieka nie zasłużyłam na jego miłość???! Dlaczego?! Duży mnie zauważył zmartwił się bardzo i nasypał mi jedzonko. Łykałam je nie czując nawet smaku- tak byłam głodna. Zjadłam i schowałam się do budki. W budce ciepło, wtuliłam się i zasnęłam. Znów śniłam o Domu. Obudziłam się a wokół mnie było sianko, nie było fotela, parapetu, kolan mi tak miłych...Było mi źle. Na dodatek pochorowałam się i teraz jestem w szpitaliku, bo mam zawalone górne drogi oddechowe i biorę antybiotyk. Siedzę sobie cichutko. Marzę o Domu...czy wolno mi jeszcze marzyć o Domu?! Czy mam się pogodzić z tym, że jak wyzdrowieję wrócę do budki?
Pamiętam była jesień, ten koszmarny dzień wciąż przed oczami maluje się mi....
Wasza Gochna.
Szukam dt dla Małgosi, kotki, która w niedzielę dołączyła do moich Sopociaków.
Dziś zawiozłam ją do weta, jest chora, ma zawalone drogi oddechowe, ledwo oddycha, leci jej z noska krwawy katar, całe szczęście nie jest w ciąży, nie wiemy czy jest ciachnięta? trzeba czekać.
U moich Sopociaków nie miałaby źle (choć do domowa kotka miziasta i bardzo lgnąca do człowieka), ale muszę mieć dla niej ciepły kąt na czas leczenia, a do siebie jej zabrać nie mogę. Pomijając już stan zakocenie 4 rezydentów+trzy tymczasy+pies to mam stan zagrzybienia i ona przy swoim osłabieniu z pewnością by załapała....
Oto Małgosia...kotka porzucona i wyrzucona z domu jak najgorszy śmieć...w niedzielę była tak wynędzniała, że ledwo się trzymała na nogach i jadła, jadła...mokra, zziębnięta, wystraszona, samotna...


