Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie znajoma, że w jakimś mieszkaniu od 2 miesięcy siedzi czarny kocur. Jego pani wyjechała z kraju a do niego wpada 2 razy w tygodniu znajoma tej pani, która dojeżdża z Torunia. Kot strasznie płakał, gdy dochodząca opiekunka wychodziła. Na dodatek jego pani od miesiąca nie daje znaku życia i nie zostawiła środków na utrzymanie kota. Wtedy powiedziałam, że nie mogę go wziąć i żeby same szukały mu domu.
Niedawno zapytałam, co z kocurem i tym razem usłyszałam, że on jest w tym mieszkaniu sam od roku a nie 2 miesięcy. Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś tyle czasu dojeżdża do niego, ale znajoma upierała się, że to trwa już rok.
Wczoraj wieczorem pojechałyśmy do tego kota. W mieszkaniu panował syf a ja dowiedziałam się, że pani wyjechała jednak dopiero 2 miesiące temu. Kota znalazła, gdy miał około roku. Był kotem wychodzącym i kiedyś potrącił go samochód. Przy okazji składania łapy został wykastrowany. Potem życie jego pani się pogmatwało i kot nie miał z nią lekkiego życia. Miała wyjechać tylko na 2 miesiące a kot miał zaklepany dom. Dom się rozmyślił a jego pani nie wróci. Dochodząca opiekunka nie może się nim już zajmować.
Co było robić, zabrałam go. Ma około 4 lat i na imię Miauek lub Miałek. Obie wersje są nie do przyjęcia. Jest bardzo przymilny do ludzi, choć wcześniej taki ponoć nie był. Przez te 2 miesiące bardzo stęsknił się za człowiekiem. Niestety kotów na razie nie lubi i musiałam ulokować go w klatce.
Zdjęcia z jego domu.

Dałam się wrobić w czarnego kota.