1969ak pisze:Co ja widziałam na Kotkowie

Biedronek postanowił zostać u Izy. Iza miałaś coś do powiedzenia czy to była jednokociowa decyzja
Nowe pozdrowienia od Kropelki vel Nutki. Jak widać błyskawicznie dogadała się z rezydentem Felixem. Jak mówiła P. Małgosia przez to Felix więcej biega, bawi się i ma lepszy apetyt.
[/url]
Ech, no cóż. może i stwierdzicie, że mi się kojarzy

Ale cóż zrobić że mi się to faktycznie jednoznacznie kojarzy z molestowaniem nieletnich
Isabella - cieszę się z Biedronkiem ( i wbrew krążącym plotkom nie jestem taka uparta

) tylko nie byłam pewna czy chcesz doświadczyć uroku 4 kotów w domu. (Choć osobiście uważam że to dobra ilość kotów )
Wczoraj dzikoty z Niewodnicy pojechały na agrturystykę. Dokładnie wybrałyśmy się z Melba pod granicę białoruską żeby je zawieźć do pewnej miłej pani Zosi (która kiedyś adoptowała sunię od p. Ani) i nie protestowała przeciwko osiedleniu 2 kotów w swojej stajni.
Asia przywiozła dzikoty ok 13. Zapragnęła poznać osobiście ich rodzeństwo i o ile szylkretka klatkująca w salonie pani Ani nie chciała nikogo zabić to jej czarny brat wręcz przeciwnie. Po prostu nauczka na przyszłośc - dzikoty w wieku powyżej 4 miesięcy na sterylkę i tyle. Musze przyznać, że Czarnulka jest niezłym treserem. Beznamiętnie wyjęła to wyjące, wijące się, i gryzące stworzenie z klatki, przytrzymała, żeby sprawdzić płeć (stworzenie w międzyczasie próbowało ją zabić poprzez np przegryzienie tętnicy

Po tym pokazie zapadła decyzja, że przejedzie się z rodziną. Jak p.Zosia się nie zgodzi, to najwyżej wróci.
Na szczęście pani Zosia przyjęła bonusik ze stoickim spokojem. Kićkom pokazałyśmy michę i poszły w siano. Strasznie się cieszę, że udało się je tam umieścić - będą miały się gdzie schować, micha zapewniona no i rozrywka - siano aż się rusza bo stworzonka polne liczyły na spokojnie przezimowanie
Nie ma to jak początek tygodnia

(dla ułatwienia dodam że jak ktoś jeszcze ZNAJDZIE KOTKA LUB STADO KOTKÓW to jestem mocno drażliwa w tym temacie

)
Godzina 7.02

sms od p.Danuty z Wierzbowej (stamtąd są też dzieciaczki lusesity) -kiedy w końcu zabierzecie tego kota? chodzi o kicia Kandydata, którego fotografowała Plinka. Kić siedzi dopiero od środy, a pani już marudzi

I ponoć wyjeżdża we czwartek. Taa...
Godzina 9.15 - dziewczyna znalazła kota

Mały, karmiony strzykawką. Mieszka w akademiku (i w chwilach trudnych chowa go do szafy

. Ta na szczęście pohoduje jeszcze trochę.
Godzina 9.30 - pani ma na dzialkach 4 pięciomiesięczne dzikoty. I powinniśmy je zabrać oczywiście. I sobie złapać. Pani zaproponowalam pożyczenie klatki i sterylizację. Ew jak ma ochotę niech oswaja. Powtórka z Niewodnicy jakoś mi nie leży...
Godzina 10 (tak, wiem, powinnam się nauczyć, że nie należy odbierać

) Pani stwierdziła że "malutki kotek leży pod blokiem"
Nie chodzi, nie widzi itd.
Jako że byłam na zajęciach (Bozia pokarała, że odbieram telefon) prosiłam, żeby poszła z nim do weterynarza - ul Nowogródzka, na Białostoczek blisko, żeby określono jego wiek i rokowania. Wiecie, było nie więcej niż 3 stopnie a nie wiadomo jak długo był na podwórku. Pani pomarudziła (bo ma małe dzieci i dużego psa - lub odwrotnie

)i ona nie może, ale spróbuje. Za chwilę telefon - jednak nie może. Prosiłam, żeby go chociaż do mieszkania zabrała bo zamarznie, ale "nie może". niesty, ja też nie mogłam. Zajęcia lekko licząc do 18 z 15 min przerwami. Powiedziałam, że jak ma zamiar grać na moim sumieniu to nie do końca fair bo jeśli coś mu się stanie to jej sumienie też nie powinno czuć się specjalnie komfortowo.
Niestety, wytrzymałam 15 minut bo MOJE SUMIENIE stwierdziło, że ona jednak może go tam zostawić...
Na szczęście pani Bogusia (która dziś dzielnie cały dzień robiła za kocie taxi - min zawiozła pozostałą szylkretkę z Niewodnicy na sterylkę bo tak jak wczoraj się przyjrzałyśmy jej i bratu to doszłyśmy do wniosku, że ona może już mieć kinder niespodzianki w środku

) bez protestu zgodziła się zabrać dzieciaczka spod tego bloku.
Okazało się, że to maleńka rudość - bardzo wyziębiona, trochę zaropiała, za to zapchlona, że aż futro się rusza pojechała na przegląd. Potem odczekała u p.Bogusi aż wrócę i przyjechała do mnie. Ja oczywiście chętnie się podzielę

(zwlaszcza, że we czw jadę na konferencję i będę dostępna dopiero w niedz późno wieczorem, poza tym przechowywanie przeze mnie kota w TYM akurat kolorze może skończyć się tragicznie) ale uprzedzając chętnych - niech posiedzi do środy, nie wiem czy przeżyje

Tj już teraz to raczej tak, ale w dzień to tak wyglądało nie bardzo.
Tj. leży w kocyku na gorącej mamie-butli. Miły mąż skoczył po Conwalesence w proszku jakby nie chciało toto jeść.
No i tak falami - są momenty kiedy leży prawie bez kontaktu. Ale sa takie, kiedy wącha, że w pobliżu jest jedzenie. No i je Animondę SAM

nie zmienia to faktu, że kciuki bardzo potrzebne.
To jest odmarzający Lappi vel Pierożek:
