» Nie paź 18, 2009 19:13
Re: Gadający Guido z Opola szczęśliwy u Arnoldowej ;)
Mialo byc na wesolo i bedzie.Pewnego przedpoludnia,jeszcze jesiennego a nie zimowego,na naszym parapecie zewnetrznym usiadl kot.Kocisko jak sie patrzy-tlusciutki,zadowolony z zycia i lekko zaciekawiony tym,co sie dzieje w srodku.W mgnieniu oka-tzn. po kilku minutach-zauwazyl go Imperator.Lekko,leciutenko,wywolujac niemalze trzesienie ziemii splynal z kanapy.Kroczac przez pokoj nadymal sie coraz bardziej,fuczal,prychal i zakasywal rekawy.Wtem,gdzies zza szafki wypadla Piwcia i rozpaczliwie szlochajac rzucila sie Zadymiarzowi Guidowi pod nogi.I rozpoczal sie dialog -Ona ,,nie idz,ja cie prosze,przeciez to niebezpieczne,jeszcze ci sie cos stanie ,,On -oczywiscie z odpowiednia mina-,,zostaw mnie,kobieto.dla mnie to tyle co splunac,spuszcze mu taki lomot,ze popamieta ,,.Ale Piwcia nie odpuszczala,kreslac wokol Ogromnego Guida osemki i petelki.Ona-,, moj ukochany,boje sie,ze cos ci sie stanie ,nie puszcze cie,chocby po moim trupie ,,On -,,no coz,jak chcesz ,,Ale zanim trup Pi padl u stop Guida,kot zniknal .W koncu ilez mozna czekac,a moze nie lubil potyczek malzenskich.Guid mruknal cos pod nosem-pewnie cos niecenzuralnego,a potem odszedl ciezkim krokiem.A za nim ,podskakujac i szczebioczac pobiegla jego wielbicielka.A ja poszlam szukac husteczki,bo zaplulam sie ze smiechu.

