Cajus JB pisze:Bromba
Czytam wątek
Mój poniższy, przydługawy post wskazuje, że chyba niezbyt dokładnie, bo mam wrażenie, że piszę to, co już napisałam. [No, może tym razem piszę w punktach.]
Cajus JB pisze:Agn
Toruń to piękne miasto. Oglądam je codziennie.
Jeśli coś się organizuje to organizuje to trzeba to robić z głową. Patrz przygotować się. Nikt nikomu nie każe tutaj robić na silę tysiąc kilometrów w jeden dzień bo to trudne. Wiem mniej więcej jak wygląda sprawa z obydwu stron.
I na tym to właśnie polega - wiesz `mniej więcej`. Jeśli oglądasz Toruń codziennie - zapraszam do Fundacji, zapraszam do mnie. Będziesz mógł się `więcej` przekonać jak to wygląda. Zapraszam na łapanki, na kursy do weta.
W kwestii `robienia z głową` - `patrz przygotować się`. Aśka jest jedynym kierowcą, którym `dysponuje` Fundacja - prośby o drugiego niestety nie zostały zrealizowane, nikt z szeroko rozumianych znajomych nie dysponuje aż taką ilością czasu lub też zadecydowały inne względy.
A o tym pisała już Aśka - kiedy pojedziemy Asia i ja na głowie Lidy zostaje 80 kotów [50 fundacyjnych i 30 moich] - nie tylko sprzątnięcie kuwet i nasypanie do misek, również podanie leków, kroplówek, zmiana pieluch!
Proszę, nie pisz o robieniu czegoś z głową w tym przypadku, bo to wręcz obraźliwe.
Cajus JB pisze:Moje osobiste wnioski.
1.Ładnie szło dopóki nie zaczął się pośpiech związany z druga turą kotków. Jeśli coś robi się na siłę to lepiej tego nie robić wcale. Nie wiem ile osób rozmawia z Paniami, ale powinna to robić tylko jedna osoba i
2.dokładnie Paniom wytłumaczyć jak to wszystko działa. Z drugiej strony powtarzam. Każdy ma swoje
3.podejście. Paniom bardzo zależy na kotach i chcą dla nich jak najlepiej. Dają Im swoje serca. Trzeba to uszanować i przede wszystkim zrozumieć.
4.aMam pytanie czy osoby na tym wątku robią to zawodowo czy tylko dla przyjemności w chwilach wolnych od pracy? Bo odnoszę wrażenie, ze niektórym się już mówiąc delikatnie znudził wątek. Albo się pomaga, albo lepiej nic nie zaczynać.
4.bKażdy coś poświęca w takich sprawach. Znam ludzi którzy latają do innych krajów specjalnie z paczką karmy lub po zwierzę aby je uratować i
nie narzekają.Transportują jednego konia przez ocean aby Go ocalić od rzeźni ( trafił do Polski i daje radość dzieciom ).
Robią to bo nie obchodzą Ich słowa tylko czyny. Walczą każdego dnia o każdą istotę która można ocalić. 5. Niestety tu tego nie ma bo ludzie nie umieją się dogadać. Cały czas wielki szacunek dla wszystkich ale skoro zamkniecie wątku rozwiązuje sprawę to mam nadzieję, że nie stworzymy tu sobie drugiej Turcji
http://pl.fotoalbum.eu/zwierzetaturcja
No to po kolei.
1. Kwestię pospiechu wyjaśniła Ci Ika. Wg mnie - wyczerpująco. Jeśli chcesz o coś dopytać w tej kwestii, masz jeszcze jakieś uwagi, ale nie natury ogólnej, pytaj.
2. Z tego, co było pisane w wątku i co wiem z bezpośrednich relacji obie panie miały dokładnie wytłumaczone, jak to wszystko `działa`.
3. No i właśnie o to chodzi - nasze podejście obejmuje współpracę, podejście pań tego aspektu nie obejmuje. I chodzi mi tu o konkrety, o których już było pisane w wątku. Co z tego, że panie są `na tak` jeśli chodzi o sterylizację, skoro to ktoś ma przyjechać i wysterylizować im koty, a najlepiej zabrać je? [O `sercu` dla kotów nie będę się rozwodzić, bo z doświadczenia mam same złe skojarzenia z tym argumentem. To temat na osobny wątek, choć jak odpowiednio spojrzeć na wątki forumowe, to jest tego pełno.]
4a. `Zawodowo?` Dla `przyjemności`? `W chwilach wolnych`? Najpierw byśmy musieli sobie dobrze zdefiniować te pojęcia, bo przy moim ich rozumieniu są one tu użyte obraźliwie.
4b. Mój komentarz w tym miejscu jest związany z tym co w pkcie 4a. Nie wiem, jak dziewczyny, ale ja niczego nie `poświęcam`. Moje życie jest podporządkowane kotom - każdy aspekt życia właściwie - z wyboru. Zaczynając od wyboru samotnego życia [nie, nie zajęłam się kotami, by wypełnić sobie lukę `po facecie`, rozstałam się z facetem, bo nie był w stanie unieść `ciężaru kotów`], przez samodzielnego syna, dla którego jestem zawsze do dyspozycji, ale który nie potrzebuje niańczenia, po pracę zawodowo-zarobkową, której podstawowym kryterium jest to, że nie koliduje z potrzebami moich kotów. I nie narzekam. Dziewczyny również. I nie znam ludzi, którzy latają - znam ludzi, którzy obrabiają to, co mają pod nosem - siedzą w fundacji całymi godzinami, mimo że mają swoje domy, rodziny, małe dzieci. `Robią to bo nie obchodzą ich słowa`, tylko te koty, które już mają pod opieką. I też `walczą każdego dnia o każde istnienie, które można ocalić`. Noż kurde, no - do kogo ta mowa?! - żeby sprowadzić sprawę na bruk.
5. Tu tego nie ma, bo oprócz braku wspólnego celu [pomoc dla kotów to cel zbyt szeroki, chodzi mi o cel jakim było podjęcie przez panie konkretnych działań własnymi rękoma], brakuje szacunku dla sił, czasu i możliwości drugiej strony. Żadna z nas nie jest herosem - pracujemy na granicy własnej wytrzymałości fizycznej, w kontekście bardzo wyraźnych ograniczeń własnych obowiązków [piszę tylko o tych związanych z naszymi kotami].
Cajus JB pisze:Bo do tego prowadzi brak dialogu i porozumienia. Tego widzę chcemy.
Są osoby na tym wątku które wyrażają nadal chęć pomocy. Jeśli mają możliwości założyć nowy wątek i porozumieć się z Panią Małgorzata i Reginą to myślę była by szansa na rozwiązanie tej sprawy. Myślę, że potrzeba po prostu czasu i zdroworozsądkowego podejścia.
Panie powinny zadbać o sterylizacje kotków przez zimę czy poprzez antykoncepcje czy poprzez sterylizację jeśli znajda się fundusze. A wierzę, że można je zorganizować. A osoby powiem władne mogły by przygotować łapankę w najkorzystniejszym okresie i ewentualne miejsce przesiedlenia. Jeśli nie uda się wyłapać wszystkich jest nadzieją, że będą wysterylizowane.
Tyle ode mnie
Pozdrawiam serdecznie
No i to jest właśnie główny punkt programu. To jest właśnie ten wspólny cel, co do którego nie możemy się z paniami dogadać. Padła już kilkakrotnie propozycja - dostarczymy klatkę-łapkę, transporterek, przy pomocy forum zorganizujemy fundusze na sterylki. BO TAK TO WŁAŚNIE DZIAŁA. I panie miały to tłumaczone.
CajusJB - powtarzam się, uparcie i dość cierpliwie [wczoraj mi nieco tylko nerwy puściły, ale w swej słabości dałam się ponieść emocjom z powodu jednego życia, którego akurat w tym przypadku, nie dało się uratować]. Takich pań, takich Kostrzynów jest w całej Polsce mnóstwo. Takie panie i takie miejsca są również w Toruniu. Wybacz, ale nie jesteśmy w stanie obrobić tego wszystkiego własnymi rękoma. Dlatego praca [nie tylko `serce`, ale
ciężka fizyczna praca] obu stron jest warunkiem niezbędnym, by poprawić los tym i innym kotom.
I skręca mnie, gdy ktoś o kim nic nie wiem, kto o sobie nic nie pisze, ale ma możliwość poczytania o mnie, o mojej pracy, o pracy dziewczyn, sugeruje swym postem, że `znudziło` nam się i że robimy za mało, że nie dość się staramy.
Pozdrawiam [choć zwykle tego nie robię].