Pisałam, że maluch został niemal od razu zaakceptowany przez Majkę i Misię, a Tosia na niego fukała i nie pozwalała mu podejść do siebie bliżej niż na pół metra, bo ona generalnie nie lubi kotów. Sytuacja diametralnie się zmieniła

.
Otóż wczoraj późnym wieczorem Nemuś leżał wtulony we mnie i baaardzo głośno mruczał. Obok na moim mężu leżała Tosia i też baaardzo głośno mruczała. Nagle Tosia zaczęła wydawać z siebie krótkie dźwięki, coś w stylu: "mru", "mru", a po chwili zaczęła mocno wylizywać kociaka. Trwało to długo, mruczenie nie ustawało

.
Od tamtej pory Tosia uważa się za... mamę kociaka

Leżą razem, on ją ssie, ona go myje i mruczą
Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.