Cudnie, że maleńtasy się juz tak zadowomiły. A zwir drewniany już zaakceptowały ? No i czy mamcia na balko nie się pojawia ? Rozumiem, że o trzecim cisza .... ?
Izu, z tym kk to nie ma konkretnego czasu trwania. Duzo zalezy od odporności malucha. Wspierasz je mocno i myślę (bo to najprawdopodobniej to, herpesvirus albo raczej calcivirus), że niebawem się wyciszy. Ale wiesz zapewne, że kazde zmniejszenie odporności (steres, przechłodzenie, inne takie ...) i kk znów może uderzyć. Mimo szczepienia. Zuza, która u nas się pojawiła z paskudnym niemowlęcym kk (miała kolo 6-7 tygodni) i bardzo zaropiałymi oczkami (ledwo widziała) ma po kk już stałą pamiątkę - jedno zamglone ale widzace oczko oraz stałe mikroszmerki w sercu (to pozostaje u większości kiciusiów po kk). Ale to kompletnie w niczym nie przeszkadza. Przyjechała z paskudnym kk, leczona najpierw przez tydzień jednym antybiotykiem, potem tydzień przerwy miał być, ale nie zdążył, bo obiawy wróciły i nasiliły się. Mocniejszy antybiotyk na 10 dni i wtedy dopiero się wyciszyło. Po 2 miesiacach dotarła do nas Rózia i po kilku tygodniach obydwie zachorowały. Wtedy poszły w ruch juz strzykawki, bo objawy były bardziej niepokojące (41 gorączki, biegunka, wymioty ... miałam wtedy stres jak sto diabłów, oj

). Ale i tym sobie baby poradziły i po miesiącu od wyleczenia zostały zaszczepione. To było w lutym, od tego czasu ciiiisza. Ale są więszość czasu na scanomune (immunostymulator, pochodna beta-glukan) i Calo-pecie (witaminy) z bardzo krótkimi przerwami. Od kilku dni (jak się zaczeła zima ...) któras czasem kichnie, czasem jakas ropka w oczach, reke mam na pulsie. Kiciaki po kk sa bardzie podatne na zachorowanie.
Koty me wczoraj asystowały mi w szatkowaniu wymrozonej łaty wołowej. Nawet parujący wrzątek do zaparzenia ani wielki osttry nóż ich nie stresował

. Grzecznie każda siedziała tuz przy rekach i czekała na swoje małe coś. Na kilka dni starczy. Ale reka mnie boli od szatkowania
kussad, gdzie się wybieracie ?