Wstałem dzis skoro świt... No, dobra, koło ósmej było.
Aluś, to rude na kolanach gdzieś tam wyżej to Hino. Zdjęcie jest szczególne bo po raz pierwszy od kiedy mieszka z nami wzięta na kolana nie zwiała natychmiast, tylko położyła sie nadal mrucząc, Fakt, że wytrzymała pare minut i dała dyla, ale jest to jak na nią wyczyn nie lada. Do niedawna jeszcze kręciła się pod nogami miaucząc o głaski po czym robiła unik przed ręką. Hino była kiedyś bita i jej zaufanie do człowieka wymaga trochę pracy i czasu. Rewela jak jest Rajmund bo ona chyba nie zna mężczyzn i z nim relacje nawiązuje bardzo łatwo. A czemu fotka dla Toszy? Bo @@ mam od niej właśnie - Tosza opiekowała się nimi zanim do mnie trafiły.
Kłaczek...
Wczoraj wieczorem wzięłam gada na ręce, tak jak podnosi się dziecko - pod pachy a reszta wisi i z Kłaka się polało. Sporo. Żółte. No, nie powiem, mało kota z wrażenia nie puściłam. Wieczorkiem w misce wylądowały chrupki - dla kastratów zmieszane z urinarką, ale tą "lżejszą". Zeżarli. Ok. Skoro reszcie nie zaszkodzi to niech żrą, a Kłaczek w ten sposób nie ma dojścia do innego żarcia. No i piją matołki jakby ich popaliło - w nocy dolewkę robiłam. Dziś Kłaczek się porzygał radośnie, zerżnął pięknego kloca w łazience i zaraz potem brzydkiego kleksa w pokoju. (Nie mógł odwrotnie? Łatwiej z wykładziny zebrać klocka niż kleksa, a w łazience i tak są płytki!) Poza tym kuca co trochę i coś tam wykapuje, ale nie dał sobie obmacać pęcherza - po wczorajszych miętoleniach u wetów nabrał fobii, poprzednio też tak było i trzeba było paru dni żeby sobie pozwolił brzuch ruszyć. Jedno co mi się nie podoba, to dziś kapie podbarwiony krwią - moze to kwestia wylizania wylotu podrażnionego po zdjęciu szwów... Nie bardzo wiem, a żeby looknąć to muszę zorganizować jeszcze ze dwie ręce.
Dorota, nie Ty jedna jesteś krwawą ofiarą kocich oporów - Kłaczek wczoraj skasował mi dłoń (dokładnie wbił kły) podczas wyjmowania szwów, a podczas usg mając w zasięgu łapy rękę moją i weta, łaskawie wybrał weta. Pojechał z paznokcia.
