Od dwóch dni muszę regularnie przestawiać Kostka. Otóż u nas jest tak, że to ja zwykle jestem tym ostatnim, który gasi światło, zamyka drzwi i kładzie się spać. Tylko że jak dotąd moja miejscówka była wolna, ewentualnie następowało jej zakocenie Maćkiem ale to już po tym jak się ułożyłem do snu. Obecnie na moim (MOIM!) kawałku prześcieradła (białego, dodam) regularnie znajduję czarną kulę futra. Tak, tę kulę, która to jeszcze tydzień temu bała się wskoczyć na biały kawałek materii. O leżeniu już nie wspomnę.
Natomiast w nogach łóżka leżą dwa kolejne futra. Jedno mnie totalnie ignoruje od jakiegoś czasu (Maciek, zdrajco!) a drugie zachowuje się jak dziecięca gumowa zabawka kiedy ją trącić - kwiczy, piszczy, miauczy, no nie wiem, jak to dokładnie opisać, ale chyba rozumiecie o co chodzi.
Kiedy już się ułożę i zacznę odpływać, kwiczące futro dba o równe ułożenie kołdry i robi kilka-kilkanaście wycieczek w jedną i drugą stronę. Oczywiście na każdej łapie ma toto klakson oraz nie zwraca uwagi czy pod materią ktoś jest czy nie. Efekt jest taki, że od paru dni śnią mi się małe walce drogowe z zepsutym alarmem (tudzież na sygnale).
A Kostek z Maćkiem najczęściej opuszczają wtedy łóżko i sobie idą. Kostek chyba w okolice drapaka lub wanny a Maciek układa się na pobliskim fotelu. Na drugi dzień (a raczej wieczór) sytuacja się mniej więcej powtarza. Mniej więcej, bo bywa, że wszystkie trzy ogony wpadają na prześwietny pomysł przewietrzenia swoich futer wielką pardubicką przez całe mieszkanie. Łóżko ze znajdującymi się w nim obiektami oczywiście też jest częścią mieszkania i, jakkolwiek stojąc w kącie, jakoś znajduje się na trasie gonitwy.














