A skoro, jak twierdzicie, Was nie zanudzam, to jedziemy dalej
Zaczęłam sobie właśnie konstruować odcinek i doszłam do wniosku, że Włochy są krajem tak interesującym, iż nie mogę powiedzieć co mnie tam najbardziej interesuje. Bo jak się okazuje w zasadzie wszystko, nawet te style i epoki, których nie jestem wielbicielką mają tu jakiś inny wymiar. Poza tym wszystkie stają na głowie i pokazują zupełnie inne oblicze, zaskakujące. Nagle to, co wszędzie jest stanowczo rozpoznawalnym wczesnym renesansem okazuje się romańszczyzną, albo gotykiem, albo jeszcze czymś zupełnie innym. I wszystko takie uroczo przemieszane i inne, i nieporównywalne w zasadzie z niczym innym niż tutejsze.
A w tym wszystkim co mnie interesuje niemało miejsca zajmuje germańska Italia. Czyli ten arcyciekawy czas schyłkowego antyku i wczesnego średniowiecza. Czas wielkich władców, wielkich wojen i wielkich namiętności. I tak właśnie realizuję konsekwentnie swój plan podążania śladami Gotów i Longobardów (i Normanów, ale to akurat nie tym razem).
I dlatego właśnie pojechaliśmy do Monzy, zobaczyć Żelazną Koronę Longobardów.
Urocza fasada katedry ufundowanej przez longobardzką królową Teodolindę w VII w, przebudowana w XIII, fasadę dodano w XIV.



Wnętrze wielokrotnie przebudowywane, może nie porywająco ciekawe, ale ze względu na magię miejsca podobało mi się.
Żelazna korona od wczesnego średniowiecza miała podstawowe znaczenie w rytuałach związanych z koronacją królów Włoch i cesarzy Świętego Cesarstwa. Dla mnie była zawsze przedmiotem wręcz mitycznym, koronowali się nią Karol Wielki, Fryderyk Barbarossa, Karol V, Napoleon I i wielu, wielu innych.
Legenda - św Helena odnalazła w Jerozolimie wśród wielu innych sławnych relikwi Krzyż Święty, jej syn Konstantyn Wielki, wyjął z niego jeden z gwoździ, które służyły do ukrzyżowania Chrystusa i wprawił go we wnętrze korony cesarskiej - stąd jej nazwa.
Fakty - robota bizantyńska, emalia komórkowa, wykonana prawdopodobnie dla Teodoryka Wielkiego. Ukradłam zdjęcie, bo niestety zdjęć zrobić nie wolno

To co widzicie wewnątrz, to właśnie ten żelazny gwóźdź. Sama ceremonia pokazywania korony robi ogromne wrażenie. Wchodzi się do kaplicy Teodolindy, Drzwi są zamykane,w ołtarzu jest sejf, z sejfu wysuwa się korona. Można ją oglądać z bliska. Sorry, że tak się rozpisuję, ale dla mnie było to coś absolutnie wpaniałego, magicznego. Bo generalnie historię, moje ulubione epoki przeżywam i odbieram emocjonalnie ponieważ jest to moja ogromna pasja
A później w muzeum katedralnym, które jest po prostu oszałamiające i stanowczo warte obejrzenia, spotkała mnie dodatkowa ogromna przyjemność. Nie wiedziałam, że słynny dyptyk przestawiający Stylichona i Serenę jest właśnie tam
Poza katedrą i jej muzeum Monzę można sobie darować, chyba, że ktoś koniecznie chce oglądać tor Formuły I.