Przegrałam z kotem! Od zawsze nie wolno było wchodzić na szafkę w kuchni, tę pod oknem, na której stoi chlebak. Taki zwykły, drewniany, z żaluzjowym zamknięciem. I od zawsze to było ulubione miejsce Miyuki do wyglądania na świat. Stawała na szafce, przednie łapki na chlebaku i niurała za okno. Najpierw cierpliwie zdejmowałam kotka z szafki i sadzałam na podłodze, grożąc palcem i wyrażając swoją dezaprobatę (Huc ta huc, przecie ja głucha.

)Potem przyszedł etap bicia palcem w ogon (tak, biłam kotka

) - nic - jak widziała że nadciągam to wiała - przecież nie skarcę kotka który siedzi grzecznie na podłodze! Kolejny etap to już całkiem poważny klap w doopę i zdjęcie gada na podłogę (o ile dała się przyłapać) - nic - nadal pojemniki na sypkie, plastikowe pojemniki, lądowały na ziemi, moja maleńka ketmia często również. Pojemniki potrzaskane w gwiazdki, bułka tarta na całej chałupie (kto powiedział że nie zdążą roznieść zanim wrócę do domu?), kotek na chlebaku. Odpuściłam wojnę. Pojemniki przestawiłam równolegle do okna - mniej wygodnie się bierze ale trudniej zrzucić - ketmia poszła do kącika (mam nadzieję że wystarczy jej światła), a kot... Zaakceptował łaskawie ten rzeczy stan. Fotka już tu była na poprzedniej stronie.
Żegnajcie bezwłose kanapki!
