Byliśmy teraz u weta. Tego drugiego z dwóch brzeskich, do tamtego pójdę tylko jak już żywcem nie będzie innego wyjścia - póki co lepiej żeby się Rajmund z nim nie spotykał bo choć
chłopinę mam cierpliwości anielskiej, to mogłoby się rękoczynem skończyć.
Sytuacja wygląda tak:
Podane dwa zastrzyki - przeciwbólowy i antybiotyk - zgodnie z zaleceniem.
Kłaczek sika na zasadzie "z tyłka cieknie", ale po powrocie do domu kucnął sobie i została ewidentnie plama moczu na podkładzie. Niewielka, tak z 5cm średnicy, ale jest. Nie płakał przy tym, w moczu nie widać krwi. Wpakowałam przeciekacza do klatki, na wierzch dałam podkłady higieniczne. Z paru względów. Do tej pory klatkę wykładałam starymi ubraniami - bawełniane koszulki, sztruksowe spodnie - chłonne, miękkie, dość przytulne, ale kolorowe, zatem trudno wyśledzić na nich "wycieki" zarówno pod względem ilości jak i ew. podbarwienia. Teraz, kiedy na wyściółce z ciuchów leży biały podkład, widzę czy i co z kota leci.
Wygląda na to że się zbieramy. Skoro cieknie, to jest drożny.
W misce na wodę moczy się Jan.
Nie spytałam weta... Podawać wit.C? Jak tak to ile?
A! Tutejszy wet twierdzi że to będzie SUK - zapalenie pęcherza, kryształy, problemy z pH moczu... Don't worry...