Nie wysiedziałam na Grodzkiej do siódmej - nie było bata. Wiem że Marynia się stara i opiekuje sie Kłaczkiem naprawdę troskliwie i dobrze jej to wychodzi ale... A jakby tak się coś stało? Jakieś pogorszenie? Niby jest opcja ja dzwonię do wetki a Marynia zasuwa tam z kotem, ale... To jednak dzieciak i to pioruńsko wrażliwy - mało histerii nie dostała na samą wieść o operacji Kłaka, obawiając się o jego życie. Niby łączność na telefonie, ale jednak...
Tymczasem Kłak po porannym polizaniu jedzonka i łyknięciu "suplementacji" poszedł spać i spał ze dwie godziny. Potem Marynia zameldowała że "rzucił się na jedzenie" - rzut opiewał na mniej więcej dwie łyżeczki kawałeczków i rozcieńczony sosik z saszetki, ale zawsze to jedzonko w brzuszku. Nie pije, ale pojada saszetkę z "dolewką" - niech mu będzie. W kołnierzu jest nieszczęśliwy, ożywia sie po zdjęciu kołnierza, ale próbuje się wylizywać więc kołnierz jest konieczny. Dużo śpi. Rano w przedpokoju kucnął jak do siku i zostawił czerwonego kleksa - jak trochę rozcieńczona krew. Po południu wylazł z kontenerka, (kontenerek stoi na łóżku bo tak łatwiej dostać się do kota i kot spokojniejszy przy tej lokalizacji) wylazł na łóżko, kucnął i... się wysikał. Marynia mówi że to też było troszkę podbarwione krwią, ale tylko troszkę, a bardziej żółte. Czegoś nie kumam... Jeśli ma dziurkę w powłokach, przetokę do pęcherza, to powinno chyba z niego cieknąć po prostu a on - z opisu Maryni wynika - normalnie sikał.

Może mi to ktoś objaśnić bo ja trochę zgłupłam.
Poprawka - nic nie wiem.
A! zapomniałam dopisać... CystAidu w tej chwili nie podaję, wetka kazała sie z tym wstrzymać. Podaję tylko te dwa leki o których pisałam rano.