W pracy wszystko jak zwykle.
Koleżanka J. -
ta prowodyrka rozważań o spermie 
- przeprowadzała dzisiaj ankietę na temat męskiego owłosienia i naszych prywatnych doświadczeń w
ad remie 
. Koleżance A. kończy się okres, koleżance J. nr 2 dla odmiany się spóźnia. Koleżanka N. była u manikiurzystki na frenchu rąk i nóg, gdzie zostawiła aż 84 złote. Koleżanka A. (ta od okresu) była z kolei na zakupach: kupiła sobie żakiet, spódniczkę mini, koszulę, t-shirt i apaszkę.
Prawda, że chcecie słuchać dalej

?
Ja tak mam codziennie

Z moim tzw. zdrowiem na wszystkich frontach dupowo. Moja praca polega w niemałej mierze na ganianiu w tę i z powrotem z dokumentami po piętrach i korytarzach pewnego bardzo okazałego budynku. W budynku owym są niestety tylko dwie windy: niespecjalnie okazałe, powolne i wiecznie zapchane, wobec czego ze względów czasowych dosyć często zdaję się na siły swoich nóg... Nogi jak nogi (taa, nogi to przecież całkiem niedawno dały mi już czadu, może na jakiś czas wystarczy

): są mi posłuszne, starają się i na ogół nie mogę na nie narzekać - ale co innego z tym moim cholernym niedorozwiniętym sercem... Wystarczy, że wlizę dwa-trzy piętra w górę, a ono od razu protestuje i ma ochotę wyskoczyć ze mnie gardłem
A wczoraj... Wczoraj pobiłam jak na razie rekord, przeszłam samą siebie: obudziłam się rano o 7.35

, tj. dokładnie o godzinie, kiedy powinnam zamykać od zewnątrz drzwi wejściowe mojego mieszkania
Czy wyobrażacie sobie zaspaną, rozczochraną, znerwicowaną starą pannę miotającą się w popłochu pomiędzy sypialnią, łazienką a kuchnią, potykającą się o miauczące wygłodzone koty, plączącą sobie mokre włosy pod prysznicem i potem podczas ich rozczesywania, w biegu pakującą do reklamówki produkty żywnościowe do zabrania - i rzecz jasna wyklinającą przy tych wszystkich czynnościach na czym świat stoi własne obrzydliwe lenistwo

...?
Dotarłam do roboty kilka minut po dziewiątej. Skłamałam, że przedłużyły mi się badania (o których zresztą oczywiście nie byłam poinformowałam nikogo dzień wcześniej

).
Obawiam się, że taki numer mógł przejść jeden jedyny raz - i nie więcej. Następnym razem pewnie wylecę
Boję się, że przez to pP%^%!* osłabienie któregoś pięknego dnia znów wyląduję
swoim wielkim dupskiem (znowu utyłam
) na lodzie

A wierzcie mi, całe to moje chore spanie naprawdę nie wynika z lenistwa - co ja bym dała, żeby nadawać się popołudniami i w weekendy do czegokolwiek innego
Wydaje mi się, że ta pieprzona matnia pochłania mnie z dnia na dzień coraz głębiej

, całkiem niezależnie od faktu, że mam tego pełną świadomość i że być może mogłabym się przed tym w jakikolwiek skuteczny sposób obronić... Nie mam siły, nie potrafię. Jestem tak cholernie zmęczona, tak zrezygnowana wszystkimi terapiami, lekarzami, lekami, pustymi słowami...
Z jednej strony: są Dranie, które ponad wszystko kocham i za które jestem w 100% odpowiedzialna, ale z drugiej: tak bardzo i tak rozpaczliwie nie chcę tu być, nie umiem...
Przepraszam te wszystkie z Was, które wchodzą tu zwykle z zamiarem poczytania o życiu codziennym mojego parszywego
stadka. Wiem, że to, co piszę tutaj o sobie, kwalifikuje się wyłącznie na Deprechę i że zapewne część z Was wcale nie ma przyjemności natykać się na to tutaj. Przepraszam.
Przez kilka miesięcy pisałam o swojej niekociej codzienności tam gdzie o takiej codzienności pisać można - pisałam i było mi zdecydowanie lepiej niż przedtem, tj. wtedy, kiedy w ogóle nigdzie nie pisałam. Niestety, jak zapewne spora część z Was pamięta, znalazła się na tym forum osoba, która właśnie z mojego powodu najpierw znalazła sobie pośredniczkę, która wynosiła dla niej informacje z Depresji (nie tylko te dotyczące mnie
), a potem nawet osobiście próbowała się (pod nowym, nieznanym nikomu nickiem) na to nasze kameralne podforum wedrzeć. Nie osiągnęła na szczęście swojego zamierzonego celu, ale w efekcie jej działań ja na Depresji pisać przestałam. Nie chcę, aby z mojej przyczyny jakieś zakamuflowane czarne_żmije ryły nieproszone w osobistych i bolesnych sprawach osób, które są mi przynajmniej pod jednym względem bardzo bliskie. To dlatego od tamtej pory wszystko piszę tutaj, jawnie. Nie wiem, czy to dobre wyjście, ale z dwojga złego: w konsekwencji swoich czynów wolę narażać wyłącznie samą siebie, a nie - poza sobą jeszcze kilkadziesiąt innych osób.
Mam nadzieję Kochane, że rozumiecie