To ja tylko napiszę, że Amidalka bardzo szybko znalazła się w nowym domu. Nie zawiódł ani na chwilę jej apetyt (można by stworzyć z tego powiedzenie: ma apetyt jak Amisia), grzecznie i bez problemów korzystała także z kuwetki. Jest jeszcze nieco zestresowana - wiadomo, nowi ludzie, nowe zapachy, nowe widoki. Troszkę miauczała w nocy żałośnie, ale już w ciągu dnia odsypiała swoje nocne stresy. Przychodzi do ludzi, szczególnie upatrzyła sobie Panią Agnieszkę, która ją zaadoptowała.
Mruczy cudnie, chodzi za Panią Agnieszką jak piesek, trochę się bawi. Tuż po przyjeździe obudził się w niej instynkt kociej mamy i próbowała zagonić wszystkich domowników do jednego pokoju

. Śmiejemy się z Bartkiem, że Amisia jest bardzo mądra, ale nie najlepsza w liczeniu, i gdy domowników jest więcej niż przednich łapek i trzeba liczyć na paluszkach, to jej się wszystko myli

. Na dowód tej tezy mogę powiedzieć, że gdy przeprowadził się do mnie Nikon, to fuczała zarówno na niego, jak i na naszą Walę, do której Nikon jest bardzo podobny. Widać było, że jej się oba kociaste mylą. Widocznie stwierdziła, że czarno-białe różowonoskowe to jeden diabeł, grunt że irytujące i trzeba sfukać

.
A w poniedziałek ma dzwonić pani w sprawie Nikona. Jeszcze nic nie wiem, więc nie ma co sobie robić nadziei, ale zawsze to jakiś początek - po słodkiego miziaka nikt dotąd jeszcze nie dzwonił...