Tam gdzie ew. trafiłaby Gryzelda nie ma altan.
Wygląda to tak: jest długi ciąg bloków: po jednej stronie ulica, po drugiej ciąg podwórek. Zaraz przy podwórkach są ogródki i domki jednorodzinne. Tam często koty bywają
i różnie to bywa z ich akceptowalnością. Na całej linii tych podwórek są ogródeczki z kwiatami pielęgnowane przez mieszkańców bloków. Duża część ogródków jest otoczona płotkiem, płotki są do wysokości kolan. W tych ogródkach są budki - najczęściej jakieś stare szafki obite ciemną ceratą i otoczone tak kwiatami, by nie kłuło w oczy.
Ponadto jest udostępniona kotom jedna piwnica - taka gdzie i karmicielce i lokatorom i dozorcy nie przeszkadza. Ale poza wyjątkami więszkość kotów tę piwnicę olewa.
Karmienie wyglada mniej więcej tak: jedną budkę (i koty) obsługują dwie panie bardzo rano. Kto przyjdzie ten zje. Potem po 12.00 jest karmienie wszystkich kotów w 3/4 ciągu bloków. O tej porze przychodzi na jedzenie większość kotów z tych rejonów. Potem znów wolne, a o ok.22.00 - 23.00 jest karmienie spóźnialskich, czyli tych kotów, które cały dzień się szlajały i zgłodniały wieczorem.
Jak to w takim stadzie są tzw. "rejony" i są koty bardziej śmiałe i nieśmiałe. To karmienie ok.12.00 jest tak zorganizowane, że nie wszystkie koty jedzą w jednym miejscu, tylko w różnych, więc każdy kot może się najeść bez narażenia na bójki i prześladowania.
Co do bójek, w tej chwili wszystkie kocice są wysterylizowane. Większość kocurów odjajczona. Tzw. bójek marcowych nie ma. Ale są różne awantury. Poza tym mimo, iż wszystkie te koty doskonale siebie znają, znają karmicielki to i tak przebywają w pewnych grupach. Te grupy się nie biją, ale starają sie trzymać swoich. W zasadzie każda z tych grup jest przypasowana do budek i ogródków i mimo zapuszczania się w różne strony - ma swoje terytorium.
Gdyby wchodziło w grę przenoszenie Gryzeldy to na pewno w okolice tych budek, które zarówno ja jak i moja Mama ma na oku. Tylko, że jak to zrobić technicnzie nie wiem. Czegoś takiego jak altana nie ma. Budka nie jest zamykana - to taki domek, gdzie koty wchodzą i wychodzą kiedy chcą. Na współpracę ludzi z domków i ogródków nie ma co liczyć. Ja myślałam, że Gryzelda powinna być przy karmieniu o 12.00 kiedy są wszystkie koty i kiedy te koty grzecznie jedzą i nie awanturują się. Wtedy też zobaczyłaby, że dają jeść i że nic nie grozi. Tylko co po karmieniu? Nie wiem. Te koty się potem rozchodzą i robią co chcą, aż do nocnego karmienia.
Zamykanie Gryzi w jakielkolwiek klatce odpada. Nie jest to jakaś zła okolica, ale jak każde osiedle ma swych "łebków" co to piwko, fajki i głupie gadanie pod blokiem. Oni raczej nic nie robią kotom, wręcz znają karmicielki i kłaniają się im. Ale jednak kot w klatce to pokusa może nie dla nich, ale dla jakiś obcych łebków.
I to są właśnie te dylematy techniczne. Okolice dla kotów - OK. No tylko jak Gryzię do tego przekonać?...
