I o Tym własnie mówię - i wiem już, że dzięki niej,
straciłam wiele źródeł pomocy.
Choć nie ukrywam, że mnie to boli, bo ja od X nie dostałam nic!!!
To ja byłam na każde zawołanie, a dostaje mi się za to, że chciałam
wydostać stamtąd jedną kotkę, która jeśli tam nie umrze, to będzie
wiodła bardzo smutne życie,

bez kociego uśmiechu i beztroskich
zabaw, ach…szkoda mówić.
Wiem też, że w Czewie jest kilka osób, które fajnie pomagają kociakom -
(poznałam je dzięki ludziom z Miau) ale na Miau nie
mają wstępu, bo zostały dramatycznie obsmarowane.
Ja jeszcze nigdy nie byłam na wątkach Pani X i nie mam zamiaru tam
zaglądać – po co się denerwować.
Nawet nie chcę tego czytać, bo pewnie by mnie zabolało, więc wolę
nie wiedzieć…
Ale z dzisiaj.
Obudziła mnie koleżanka, wrzeszcząc do tel, że mam wyłazić tak jak
stoję przed klatkę, bo musi mi coś pokazać.
Zwlekłam się z wyra i….
Dotarło do mnie – Boże, mam nadzieję, ze niczego nie przyprowadziła.
Gdy wyszłam i zobaczyłam ją z daleka kroczącą z niebieskim pudełkiem,
złapałam się tylko za głowę krzycząc – nie!!!
Pudełko.W pudełku brązowy kocyk.W kocyku…Cztery kociaki wielkości chomika.
Wo matko i co zrobić.
Zgarnęłyśmy je do weta.
Wiek – ok. 2 tygodnie z hakiem.
Zdrowe
I śliczne jak cholera.
Jeden biały w rude plamki, drugi burasek i dwa trikolorki.
No chomiki normalnie, tyle że skrzeczące ja diabli.
Od razu zostały odrobaczone, założyłyśmy im książeczki
i dostałyśmy mleczko.
Były w krzakach na jakiejś wiosce. Panie, które je obserwowały,
powiedziały, że ich mama nie pojawiła się od dwóch dni.
Może cos się jej stało…
Wszystkie będą do adopcji.
Dwa z nich mają już DT gdy zaczną same jeść.
Mamy ok. 3-4 tygodni na znalezienie im domków, ale są tak śliczne,
że myślę, że się nam uda –
nam –
znaczy mi i Wam Cioteczki.
Kociaki dziś zostają na noc u koleżanki, ona ma większe doświadczenie
w karmieniu butelką i jeśli nie zwolni się miejsce u innej
doświadczonej mamki – trafią do mnie.
Strasznie się denerwuję, bo nigdy tego nie robiłam i nie chciała bym
zrobić im krzywdy.
Przewertowałam już cały net.i przeczytałam już chyba wszystko na
temat karmienia, masowania, czyszczenia, temperatury…
no normalnie wsio.
W tym tygodniu mam też obiecaną klatkę łapkę,
więc będę mogła zasadzić się na
Uszatka.
Burek zajął miejsce Szaruni w podokiennym ogródku – gdy
wracałam dziś z psem, zobaczyłam sierść i…przez ułamek sekundy
myślałam, że to ona
Domek w okienku nadal stoi.
Nic nie rozmontowałam.
Wszystko jest jak było.
Nawet myszka wisi przymocowana do bala…
Tęsknię za nią i chcę, żeby wróciła do Tysi.
Nie ma nocy, żebym zasypiając nie myślała o niej.
Gdzie jest, co robi?
Czy jest jej ciepło?
Czy nie jest głodna i czy się nie boi?
Wiecie co jest najgorsze –
właśnie ta niewiadoma!!!To straszne!!!
Tak bardzo Cię przepraszam Tysiu, że Ci to zrobiłam.Że ją zawiozłam i naraziłam Cię na takie cierpienie, bo nikt nie kocha
jej tak jak Ty.
Tak bardzo Cię przepraszam, że musisz przeze mnie przez to
wszystko przechodzić…
Cały czas czytam Twoje smski, ale wiesz...karta zdechła...
Tak mi przykro Aniołku...
Ona wróci - Twój dziadek miał rację...najwyraźniej, jest jeszcze wiele
do zwiedzenia...i jeszcze nie czas do domu.
Wróci!!!