
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Anka pisze:Wczoraj w kolejce u mojego weta rozmawiałam z panem, który trzymał na kolanach małego, trochę większego od mojej Misiuni-Filuni kotka. Opowiedział jego historię. Kotek trafił do nich z jakichś ogrodów. Na początku wydawało się, że rusza się normalnie, chociaż teraz już nie są tacy pewni. W pewnym momencie wyjechali na parę dni i nagle telefon z domu - kotek nie rusza się i krzyczy. Oczywiście wet, akcja ratunkowa itd. Kociak przez miesiąc(!) był kotem leżącym, miał jakieś przykurcze, spastyczność, generalnie - bardzo poważne zaburzenia neurologiczne. Dostawał masę leków, w tym rozkurczowe, przeciwbólowe itd., no i... kociak chodzi, a nawet biega. Nie widziałam tego, bo oczywiście pan w lecznicy na podłogę go nie puszczał, ale mówił, że wprawdzie skacze trochę dziwnie, jak króliczek, ale przemieszcza się z szybkością torpedy. No i wygląda na najszczęśliwszego pod słońcem, rozmruczanego kotka![]()
Opisuję tą historię bo w zalewie różnych tragicznych historii ta napawa optymizmem - są ludzie, którzyzrobią wszystko, żeby zwierzę ratować, (i to wcale nie forumowcy). Teraz ten pan z żoną zamierzają się zabrać za sterylki matek tego i innych kociąt (sprowadzili się nie dawno).
A drugi optymistyczny motyw tej historii to kolejny potwierdzenie, że nie mylę się mając zaufanie do naszego doktora, skoro wyciąga z dobrym skutkiem tak trudne przypadki nie proponując po prostu eutanazji.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 65 gości