Dziś środa, moja popołudniówka. Zawsze było tak że zaprowadzałam Tubisia do przedszkola, wracałam do domu i w spokoju ogarniałam, szykowałam śniadanie i obiad z nieodłączną asystą. Ja lubię gadać podczas roboty a Bonzo idealnie się do konwersacji nadawał, ze swoją nader wyrazistą mimiką i miauknięciami. Ja mu mówiłam że śni jeśli myśli że dostanie kawałek szynki z kanapki a on miał minę z gatunku "No stara, mały kawałek by Cie zbawił?!". Do perfekcji opanowałam szykowanie kotletów w panierce z jednoczesnym ABSOLUTNYM NIE SPUSZCZANIEM MIĘSA Z OKA. Wiecie jakie zabawne było ganianie kota z polędwicą wieprzową w pysku po całym mieszkaniu?

A teraz było pusto. Tylko Maciunio żałośnie ocierał się o nogi pomiaukując. Pomiziany odchodzi a po chwili znowu wraca. Dziwnie mu jest. Może jeść w spokoju, nikt go od miski nie odgania. Nie musi ganiać i skakać i biegać. Smutny taki kiciuś.
Nie wiem jak Bonzo to robił ale jedzenie potrafił kraść zewsząd. Dzieciakom przed wyjściem rano do pracy szykowałam kanapki i musiałam je przykrywać ciężką porcelanową misą, po tym jak raz jedząc śniadanie dziwili się czemu z samym masełkiem są.
Bonzo to był KOT, prawdziwy taki. Krzyżówka Garfielda, Greebo, Bonifacego z przebitkami słodkiego kiciusia nakolankowego.
Jeszcze w to nie wierzę. Ile razy chciałam już zawołać "Bonzo!" i gryzłam się w język.
Tak to szybko poszło wszystko

A jeszcze miesiąc wcześniej rozmawiałam z przyjaciółkami, jak to będzie wesoło, gdy Michu zacznie dziewczyny sprowadzać i będziemy używać Bonza jako barometru czy dana panna jest ok czy nie.
Tyle wspomnień mamy. Tyle śmiechu, miziania, wkurzania się na naturalne metody antykoncepcyjne (spróbujcie się choć przytulic gdy między Wami idealnie wciśnięty leży wielkikot).
Do samego końca najważniejszy dla niego był Tubiś. Jeździłam do weta i sama i z Michem a kot miauczał w torbie. Raz nie mając co zrobić z Małym zabrałam jego. Bonzo przez całą drogę leżał spokojnie, a Tubiś mu opowiadał jakie marki samochodów są za oknem. U weta też, nawet nie miauknął. Spał z małym, nawet w kołnierzu. Opatulony przez Tubisia dokładnie. Nic mu nie przeszkadzało miał swojego ulubionego Dużego który był Mały. Wczoraj rano gdy już wiedzieliśmy ze jest bardzo bardzo źle, powiedzieliśmy Tubisiowi by się pożegnał z Bonzem przed wyjściem do przedszkola. On leżał słabiutki pod krzesłem w kuchni. Mały wlazł tam do niego, a Bonzo podniósł łepek, i tryknęli się lekko. Jakby chciał mu powiedzieć żeby się trzymał i nie martwił.
Aga piękny filmik. Wieczorem dorzucę jeszcze dwa ostatnie zdjęcia - Bonzo właśnie w kołnierzu w łóżku małego.
Tak mi strasznie strasznie go brak!