Właśnie wróciłyśmy z hoteliku, usiadłyśmy na chwilkę przy biurku i tak siedziałyśmy. Tylko ta wielka mała panda jak gdyby nigdy nic, wychodzi spod łóżka, przechadza się chwilę po pokoju, tu zaglada, tam fufa, i nagle - i to tu jest ta niby nienormalność - wskakuje na biurko. Milly siada, zaczyna się myć. Około półmetra dalej siedzi człowiek. Nic. Człowiek wstaje, podchodzi, zaczyna głaskać Milenkę. Kot znika, ucieka w popłochu niczym zjawa? - nie. Przeciwnie. Ta mała wielka panda strzela baranka, unosi ogon w górę i włącza traktorek, który ciągle to przybiera na sile...Jak już ktoś pisał na poprzednim wątki Milenki - dziwny jest ten kot (ale przekochany!), kot zagadka. Raz bawi się w dzikiego kota, przemienia się w zjawę i jak błyskawica przemierza pokój. Raz zachowuje się jak całkiem już ufny kot, iście królewski rzecz jasna.
Przed chwilą Milly bawiła się drapaczkiem, trochę obfufała gazety z Kota, teraz bawi się kawałkiem papierka. Bierze w pyszczek, wypluwa, lize.
Nagle już nie widać w niej tego przerażenia, tej jej nieufności przemieszanej z odrobiną dzikości. Dziwne to wszystko, zważywszy na to, że za chwilę pewnie przypomni jej się, że jednak ma uciekać. Że człowieka należy się bać, a przynamniej trzymać dystans. Zaraz potem stwierdzi, że nie warto...I znów będzie bawiła się w towarzyskiego mruczka.
Ooo, Milly zaczęła się tarzać w zabawce. Teraz leży bokiem i spogląda w stronę człowieka.
W trakcie czytania i poprawiania literówek w pokoju pojawia się inny człowiek. Nagle przypomniała sobie, co u niej chyba naturalne, że trzeba zachować dystans, nieufność bierze tu górę...Ale nie ucieka, tylko leży. Trochę dalej, bliżej przecież nieufnej damie nie wypada podejść.
Dziś rano miejsce miała pewna sytuacja. Przy dzwięku otwieranych drzwi (tu niestety drzwi są głośne) siedząca na dywaniku zwykle uciekała. Straszny jest jej ten odgłos. Chowała się, pod łóżku - gdzież by indziej. Dziś rano jednak odważyła się, pokonała swój strach i nie zwiała. Skąd o tym wiemy. Jedna z nas siedziała właśnie w tym pokoju, zamknięta. Druga była poza pokojem. Koło kanapy leżała Kora, owczarek niemiecki - duży, bardzo łagodny i grzeczny pies. I Ona, futrzasta panda, tyle że nie pod łóżkiem, a na nim. Nie bała się Kory, siedzący człowiek nie przeszkadzał. Wtem weszła druga, a miś panda nie zwiał. Pozostał na stanowisku ochronnym, na łóżku, którego przecież jej tak brakowało...
