Zbierałam się od dłuższego czasu by napisać, ze jest u nas ok. Zwłaszcza po naszym powrocie z urlopu Matylda wyraźnie była stęskniona i wyraźnie cieszyła się z naszego powrotu. Kolejne dni to były dni ożywienia, zabawy, spania z nami w łóżku i witania jak wracamy z pracy. Było pięknie. Matylda bawiła się sowimi "zabawkami" czyli papierowymi torbami, słomką do picia i swoimi szelkami. Było cudnie.
Niestety ponad tydzień temu, w nocy z 1 na 2 października Matylda miała kolejny atak drgawkowy

Na szczęście spała z nami i od razu mogłam ją przytrzymać a po ataku wyciągnąć przygryzionego paluszka z zaciśniętych jeszcze zębów, przytulić. Nawet bardzo nie płakała po wszystkim. Oczywiście bardzo się obśliniła i posiusiała

Po takim "dużym" ataku Tylda dochodzi kilka dni do siebie. Widać, że jest słabsza i smutna ale w końcu jakoś sobie z tym radzi. Myślałam, że tym razem też tak będzie. Niestety jakoś od ostatniego weekendu Matylda ma chyba małe ataki padaczki tzw. petit mal. W czasie dłuższego snu, nagle zaczyna szybko poruszać ciałem, zrywa się i zaczyna uciekać. Jest cała zaśliniona i straszliwie płacze. Później, tak przez około pół godziny chodzi po całym domu żałośnie popłakując. Później dochodzi do siebie, robi się bardzo miziasta i jest "ok", do następnego spania. W tej chwili jest to ok 3-4 "ataki" dziennie, 2 w nocy, nie wiem co dzieje się jak jesteśmy w pracy

Przy okazji tych ataków bardzo wzrósł jej apetyt, jakby po takim ataku nie pamiętała, że przed momentem zjadła całą puszeczkę, domaga się kolejnej i zjada praktycznie cała drugą. Dziś rano załamała mnie totalnie. Od kiedy jest u nas, prawie 4 lata, nigdy nie zdarzyło się jej załatwić poza kuwetą, nawet jak miała biegunkę, biegła żeby tylko zdążyć do kuwety. Dziś rano, po tym jak pochłonęła dosłownie 100gr Winstonka, poszła na swój "pledzik" w przedpokoju, gdzie ma swoje papierowe torby i zabawki. Nawet się ucieszyłam, że znowu się nimi zainteresowała, bo od momentu ataków, nie przychodziła tutaj w ogóle. A Matylda weszła do jednej z toreb, ułożyła się zrobiła siusiu

Zachowywała się tak, jakby była święcie przekonana, że jest w kuwecie

Ułożyła się na boczku jak zawsze i zaczęła siusiać

Później jak ją kąpaliśmy i wycieraliśmy nie stawała żadnego oporu, co się u niej nie zdarza, miała na maksa rozszerzone źrenice i była chyba trochę "nieobecna". Myślę, że to chyba też był atak padaczkowy. Dziś idziemy do weta. Zrobimy badania by wykluczyć jakąś chorobę powodującą ból i chyba ustalić leczenie p. padaczkowe. Mam nadzieję, że to "tylko" padaczka, że Matylda nie ma żadnego guza w mózgu, że to, co porasta jamę nosową a co wykrył rezonans nie zaatakowało mózgu

Nie wiem co robić

Boję się, że ten płacz jest z bólu, że ją może coś bardzo boleć

Czy ktoś na forum ma kota ze zdiagnozowaną i leczoną padaczką??? Pomóżcie mi, proszę
