slifkowa, na pewno inwektywami nie obrzucę.
To nie tak, że nie popełniamy błędów.
Ale jeżeli uczymy się, wyciągamy wnioski - inna sprawa.
Kiedyś zgłosiła się dziewczyna, której poprzedni kocurek zginął zawieszony w oknie uchylnym.
Pamiętam, z jakim bólem o tym mówiła, jak wielkie miała wyrzuty sumienia, bo nie wiedziała, nie przewidziała, z powodu braku wyobraźni.
Do adopcji nie doszło, zdecydowała się na innego zwierzaka.
Ale byłam skłonna jej zaufać - bo zauważyłam u niej ważne cechy -
skłonność do refleksji, wyciągania wniosków i wyobraźnię
Nie przekreślam za błędy. Przekreślam za nieumiejętność wyciągania wniosków.
Umowa adopcyjna, rozmowy przedadopcyjne - to wszystko ma zminimalizować ryzyko, o którym piszesz.
Może wiele zwierzaków nie zginęłoby niepotrzebnie, gdyby ktoś, na czas, uprzedził opiekuna o zagrożeniach? ja przynajmniej w to wierzę.
***
Mam na swoim koncie wiele rozmów z miłośnikami, którzy nie chcieli przyjąć niczego do wiadomości.
Osobami, które mają ogromne doświadczenie... bo miały już "dwadzieścia kotów, które pouciekały"
Trzaskanie słuchawką, o którym pisze Jana zatem również znam, z autopsji.
Ale znam też fantastyczne uczucie oczekiwania i nadziei, kiedy znajdzie się ten właściwy, wymarzony, godny zaufania dom dla zwierzaka.
