tyle dni minęło, a ja ciągle nie mogę mówić...
nie tylko ja...
p. Ela była dzisiaj u mnie i na wspomnienie o Rysiu połynęła łzą nie do zatamowania...
wczoraj jak byłam u Tosia i Milusia, była wielkim smutkiem...
co za KOT, co za KOT...
wiem, że czekacie, że smutek wasz tez potrzebuje ukojenia.... przepraszm Was za ciszę...
w środę, po kroplówce, czesałam Rysiunia, poddawal się pieszczotom, mruczał...
kolejny dzień bez kupy, kolejny dzień wymiotów kłakami, i karmienie ze strzykawy caly czas...
a w czwartek pękło mi serce......
w czwartek nie było już nic...
był płacz cierpienia i leżenie w kuwecie...
p. Malgosia, przyjaciel p. Eli, zdecydowała sie wziąć kotka do siebie...
p. Ela zaś zdecydowała, że należy szybko diagnozować, pojechaly więc
zrobić usg i rtg...
w drodz Ryś b. płakał...
co wyszło..dużo wyszło: b. powiększony brzuszek, zalegające masy kałowe, zalegające kóle włosowe, zwężenie odżwiernika z naciekiem,
żoładek i jelita przestały pracować,
wątroba ( nie pamiętam co z wątrobą

ale też niedobrze ), i nadżerki na nerkach...
tyle usg i rtg, widziałam zdjęcia, ale widziałam je zamazane łzami....
suche fakty...
Ela z Małgosią wrócily z Rysiem i podjeta została ta najtrudniejsza decyzja..
umierał kochany, umierał spokojny, umierał wśród ciepłych, dobrych osób...
a potem, z czułością został zaniesiony do ogrodu p. Małgosi, gdzie umęczone cialko spoczęło pod pięknym drzewem...
w czwartek p. Ela powiedziała mi: dla mojego zdrowia psychicznego, byłoby lepiej gdyby tu nie trafił, dla niego, bylo lepiej, że tu trafil...nie umieral sam, nie umieral za kratami...p. Ewo, to też pomoc...
(a w sobote przyszła posypka dla niejadków

)
człowiek go skrzywdził, bardzo...
ale: czlowiek utulił go i ukochał, bardzo........
dziewczyny, pokochałam Rysia mocno; jest mi bardzo źle...
ale, nie mogło byc inaczej, nie mogło...
dziękuję Wam za Niego...
za wyrwanie ze schronu
za tymczas niełatwy
za droge trudna
za troskę
i za to, ze macie tego Cudnego Kota w sercach.............