Hmm.., sprawa zaznaczania terenu przez hipcie jest mi całkowicie nieznana, przez Hipcię wiem, przez hipcie pojęcia nie mam
Być może to maleństwo, albo (co gorsze) ta mama, byli tu koło mnie w nocy, bo pod bramą wjazdową jest duża kupa, nie psia i nie ludzka, znacznie większa...One tak znaczą teren? Usunąć, czy czekać na deszcz? Bo duże to bardzo...
Ale wracając do dni ostatnich, to właśnie gościłam Dorotę na mych skromnych włościach i wczoraj razem wybrałyśmy się do wspomnianego wyżej ZOO. Zwiedzanie tegoż Ogrodu z osobą wszystkoozwierzachwiedzącą jest nie lada frajdą. Bo to i opowie i uwagę zwróci na to, co trzeba, a wypatrzy gdzieś wysoko ukryte zwierzątko, albo po kupie rozpozna kto tu mieszka, jak ten ktoś śpi schowany. No i wszystko głaszcze, po pyskach klepie, po pupach smyrga, a zwierz lgnie do Doroty nieprawdopodobnie i ochoczo. Jakieś takie porozumienie między Nią a zwierzętami jest, coś absolutnie niepojętego, zwierzaki podchodzą, tym bardziej drapieżnym pyszczydła łagodnieją, lama puszcza oko, struś się kłania, kapibara nadstawia pupę do drapania, wielbłąd prawie się tuli, no mówię Wam - to jakieś dziwy
W pawilonie dużych małp spotkałyśmy dyrektora naszego ZOO, Radosława Ratajszczaka, który rozpoznawszy Dorotę ogromnie się ucieszył i zaprosił nas na przejażdżkę meleksem po ogrodowych włościach.
Po pierwsze oczywiście do wspomnianych wyżej niedźwiedzi, potem to tu, to tam, potem na kawę z lwami za szybą, i opowiadał, opowiadał, opowiadał....
Też i o zwierzętach, które latami przebywały w ciasnych klatkach bez wybiegów, o tym, jak do innych ogrodów oddaje zwierzęta, dla których tu po prostu nie ma warunków (tak właśnie odjechał nosorożec, a niebawem na lepsze warunki przewieziony zostanie też ostatni z dużych białych niedźwiedzi), o obiektach, które powstają i o orangutanie, który pierwszy raz w długim już życiu wypuszczony został na otwarty, zadrzewiony teren i który jak wyszedł, to oczom nie wierzył i każdą trawkę brał w łapę i wąchał....
A potem podjechaliśmy pod właśnie przygotowywane fokarium, ależ będzie raj dla uszatek! I dla zwiedzających też, zobaczcie sami:
Tutaj część jakby podpoziomowa, przez wielką szybę będziemy oglądać harce foczek.
A tutaj, za Dorotą i dyrektorem Ratajszczakiem, takie dodatkowe okno-wgłębienie w tym szkle, mały dzieciak prawie się zmieści, to takie przybliżająco-powiększające miejsce podglądania podwodnych zabaw uszatek.
Cieplutko było i słonecznie.
A potem do domu, między moje domowe tygrysy. One dziwne jakieś, takie niespecjalnie wylewne w stosunku do gości, ale Dorotę oblazły wszystkie, mruczeniom, wywalaniom brzucholi, miauczeniom i barankom nie było końca, i nawet Mić Mić zaglądał kilka razy do pokoju, a nie jak zwykle wyskakiwał w popłochu desperacko przez płot
