Dzisiaj wraz z żoną odwiedziliśmy taką miłą Panią w Lublinie. I tak jakoś wyszło... że... wróciliśmy do Warszawy z nowym lokatorem


Zacną kotkę o imieniu Pysia (choć to może jeszcze ulec zmianie) upatrzyłem sobie już kilka dni temu na stronie Fundacji "Felis" - jej spojrzenie powaliło mnie na kolana... Zastanawiałem się jakiś czas i po konsultacji z Kasią (żoną) stwierdziłem, że dojrzałem do tego, żeby po białaczkowym horrorze pojawiło się w domu nowe futro. Taki sobie sprawiłem prezent na urodziny, które wypadają w dniu jutrzejszym

Po pierwszych paru godzinach, wrażenia są dość ciekawe. Pysia trochę się nas boi, choć bez problemu daje wziąć się na ręce, nie wykazuje kompletnie żadnej agresji i dość swobodnie urządza sobie wycieczki po domu, jednak "z brzuchem przy ziemi", bo w końcu to zupełnie nowe środowisko i... pani na włościach imieniem Gomora, która na nowym domowniku nie zostawia suchej nitki - nie leje jej, nie goni, nie gryzie, ale ciągle syczy i buczy, wyraźnie niezadowolona. Miejmy nadzieję, że ten stan przejściowy szybko minie.
Jutro w planach przegląd techniczny i szczepienie p/białaczce u naszych niezrównanych pań wetek

Informacje będą przybywać na bieżąco!
P.S. Okazało się, że w kwestii umaszczenia, Pysia to niemal wykapana Sodoma, co zresztą jeszcze bardziej wzmocniło moją chęć jej przygarnięcia.
P.S. 2. W życiu nie widziałem tyle kota/m2, co u Kasi D.

P.S. 3. Właśnie byłem świadkiem ciekawej sceny - Gomora stała parę cm od miski i syczała na maxa, a Pysia sobie spokojnie z owej miski jadła i nawet nie zaszczyciwszy Gomory spojrzeniem, nic sobie z tego wszystkiego nie robiła
