rozmawiałam dziś z wetką Klusi... ona uważa, że Klusia ze spokojem może zamieszkać w domku wychodzącym... bezpiecznym... stosunkowo bezpiecznym... przecież nie jesteśmy w stanie wyeliminować wszystkich zagrożeń, czyhających na nasze kotki... nawet w superbezpiecznych, osiatkowanych domach niewychodzących... a kotów potrzebujących pomocy jest tak dużo, że nie możemy wszystkim potencjalnym domkom stawiać zaporowych warunków... to nie znaczy, że już podjęłam decyzję... dopiero na jutro umówiliśmy się z potencjalnym domkiem na wizytę... cały czas myślę...
Dom wychodzący to nie przekleństwo.
Bez przesady. Jeżeli koty nie zostają całymi dniami na dworze i zawsze mogą wejść do domu i jest w miarę bezpiecznie.
Koteczka wychowana była w domu i przez to że jest jednooczna będzie ostrożna.
Zobaczysz, jak pojedziesz co to za dom.
Nie ma co znowu wszczynać dyskusji na temat domów wychodzących, ale odrzucać od razu bo wychodzący, to pomyłka.
mój kot był kiedyś wychodzący, co oznaczało, że mógł wchodzić i wychodzić ile chciał, a jeśli nie chciał to grzał brzuchola na kanapie w domu albo w moim łóżku. dom wychodzący oznacza pewnie po prostu, że dom ma taras i że drzwi są często otwierane, albo że kot będzie mógł wyjść z domku do ogrodu, jeśli zapragnie.
no i co ja mam zrobić??? ... TŻ naciska na Klusinową wyprowadzkę... potencjalny domek wydaje się kochany... moja strachliwa Maszka jest wyraźnie nieszczęśliwa od czasu pojawienia się Klusi... właściwie cały czas siedzi w kącie ... jednak też się boję o to Klusi wychodzenie... ratuuuuunku...
to jest takie osiedle domków szeregowych... z jednej strony, z tyłu domu są same ogródki, od frontu uliczka wąska... ślepa... właściwie już koniec tej uliczki... samochody tylko mieszkańców... ja nie mam doświadczenia z wychodzącymi kotkami... nie mam pojęcia jak one daleko się zapuszczają... ci państwo mają dwie kotki... jedna siedziała w ogrodzie, druga od frontu kontemplowała okolicę... kicie wychodzą przez taras, który jest od strony ogródków...