Wczoraj byłam u Marcela, no i po tej wizycie padłam. Zmartwiłam się, bo z rozmowy wynikało, że babcia Marcelka nie zostawi u siebie

Właściwie to było tylko takie moje skryte marzenie, bo umówiłyśmy się na 2 tygodnie. Ale narazie poczekam na Magdę (która prosto po przewiezieniu Marcela do babci wyjechała z na urlop nad morze) i pogadam z nią, bo jej babcia powie szczerze, co ma zamiar zrobić.
Jeżeli Marcel wróci, będę musiała na cito szukać mu domu

bo jego miejscówkę zajęła Lilunia.
Nie mam ładnych zdjęć Marcela, bo dalej potwornie boi się aparatu. Kotek załatwia się już do kuwety, nie ma problemów z jedzeniem, tylko dalej kaszle. Chyba w tym tygodniu wezmę go znowu do weta.
Marcel to duży kocurek. Spokojny, bezproblemowy, większą część doby przesypia, fajny kot dla starszej osoby. Tylko wciąż smutny...Nie wiem nic o jego przeszłości, nie wiem, jakie imię miał przez dotychczasowe całe swoje życie, wiem tylko, że jego "opiekun" wywiózł go na inne osiedle samochodem i porzucił

Kocurek też pewnie wciąż nie rozumie, co się z nim stało i gdzie jest. I dlaczego ktoś nagle nazywa go Marcelem. Smutne to wszytko...
Może ktoś zechce starego smutnego kota, któremu w jednym momencie zawalił się cały świat?
Jest też dodatkowy problem. Muszę wyjechać na kilka dni od 18 sierpnia. Wyjazd był zaplanowany jeszcze w czasie, kiedy nie wiedziałam nic o istnieniu ani Marcela ani Lili. I muszę wyjechać!
Nie wiem, jak to wszystko poukładać. Normalnie nie mam problemu z wyjazdami, bo mam super sąsiadkę kociarę, która zawsze opiekuje się moimi kotami, nawet podaje im leki, jeżeli jest taka potrzeba. Ale w obecnej sytuacji możliwa będzie jej pomoc jeżeli:
- Marcel zostanie u babci jeszcze chociaż do 23 sierpnia
- ewentualna operacja oczka Lili nie będzie musiała odbyć się szybko, np.w przyszłym tygodniu, a po moim powrocie 23 sierpnia
Dzisiaj mi smutno jakoś....za dużo tego kociego nieszczęścia naraz....