Rano obudził mnie odgłos wywracania kota na podszewkę.
Frubsza stawiała pawia.
Z kawałkami papirusa.
Plusz mi się też od razu nie podobał.
Nie przypędził z przytupem na śniadanie.
Polegiwał jakiś taki bylejaki na gułagowym fotelu.
Zlazł w końcu, pożarł conieco.
I przez godzinę walnął pięć pawi.
Chrupami w coraz większym stanie płynności.
Walnął też jakieś bylejakie kupsko.
I schował się do szafy, cierpieć w milczeniu.
No to pojechał do Złego Wujka w Zielonym Garniturku.
Osłuchany, wymacany.
Nic bolesnego, temperatura OK.
Dostał dwa zastrzyki - przeciwwymiotny i osłonowy.
Głodówka.
Własnie leży przy pustej misce i patrzy na mnie oskarżycielsko.
Frubsza spitoliła pod kanapę, pewnie myśli że teraz jej pora na wyjazd
Kochane koteczki.
Zawsze wiedzą jak mi zorganizować wolny dzień od pracy
