» Śro sie 05, 2009 16:51
Ja zawsze marzyłam o niebieskim brytyjczyku, takim jak Czesio z mego podpisu. Przed ślubem chodziłam z TŻ-em 10lat, mieszkałam z rodzicami i wielkim owczarkiem, i jakoś godziłam się z niespełnionym marzeniem. Ale po ślubie pustka w domu zaczęła uwierać... Prosiłam o kota cały następny rok. Wreszcie powiedziałam, że prosić przestaję, ale jest mi przykro. Nie stosowałam emocjonalnego szantażu, któremu jesteś przeciwna (i słusznie). Powiedziałam tylko, że mi smutno, że nie mogę spełnić tak niekłopotliwego marzenia. Smutno, przykro, żal. I zamilkłam definitywnie w tym temacie. Tylko, jak do Empiku szliśmy, to się z kocimi książkami zaszywałam na kanapie. Z czasem mąż zapytał jak idą poszukiwania kotka. Zapytał, bo chyba dziwne wydało mu się moje milczenie. Odpowiedziałam, że kota u nas nie będzie, bo zwierzątko musi być chciane i kochane przez wszystkich domowników. Inaczej nikt nie będzie szczęśliwy. Potem zagadnął znów, a widząc, że tym razem ja się uparłam, po kilku dniach ostatecznie zgodził się.
Co do uczulania - przy każdym swoim kocie miałam alergiczne dolegliwości, które mijały po kilku tygodniach, zupełnie tak, jakby organizm sam się przyzwyczaił. Przy dwóch kotach kaszlałam nieprawdopodobnie (i lekarze zupełnie nie wiedzieli co mi jest), zaś przy trzecim na skórze pojawiły się brzydkie wybroczyny. Dolegliwości mijały po 3-6 tygodniach.