Ewa Speichler pisze:Ale nie tylko o tym.Wczoraj wieczorem po nakarmieniu jej i 3 pozostałych kotów poszłyśmy z p.Elą w inne miejsce, a za nami Bura.Uliczką między blokową szło małżeństwo - ona w ciąży- w psem bez kagańca i biegnącego luzem.Nastąpiła szczepa, pobiegłyśmy w stronę walczących z krzykiem,że z psem chodzi się na smyczy.A pan ze stoickim spokojem - "to was trzeba wsiąść na smycz".Bura pobiegła na podwórko przedszkolne - była cała.
Co do incydentu, to owszem szkoda kicia i takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca, ale ja miałam ostatnio sytuacje odwrotną…
Wyszłam wieczorem z psem, tak po 22, spuściłam go luzem, ale w kagańcu (mój pies z pewnych względów zawsze chodzi w kagańcu, nawet na wsi, chociaż groźny nie jest). Wyszłam przed blok i zobaczyłam jakąś kobietę z kilkoma kotami. Pierwszy raz widziałam i tą kobietę i te koty. Mój pies na pewno kotu krzywdy nie zrobi, ale jak kot będzie uciekał to goni. Więc żeby uniknąć sytuacji zapięłam psa na smycz i przechodziłam obok ‘stada’. I dobrze, że tak zrobiłam, bo mogłoby się to skończyć nieciekawie… ale dla mojego psa:!: A pies spory, ponad 20kg.
Przechodziliśmy parenaście metrów od tych kotów, a one podbiegły i rzuciły się na nas.

Na początku się uśmiałam, myślałam że są oswojone, znają psa i chcą się po prostu przywitać, mój pies w siódmym niebie, a tu masz ci.
Oblazły nas, prychały, fuczały, skakały odchodziłam a one za nami biegły. Ja fuczałam, próbując je przegonić od psa, tupałam nogami, machałam w celu przegonienia, odsunięcia kota (chodźby nie wiem co się działo nigdy zwierzaka bym nie kopnęła, chociaż trzeba chyba się nauczyć na ekstremalne sytuacje..) Kot rzucał się na moje nogi.
Te koty na prawdę były dziwne. Wole nie myśleć co mogły zrobić psu, który nawet nie mógłby się bronić.
Ja się zdenerwowałam a pies nieświadomy sytuacji, zadowolony bo przecież podeszły do niego kotki które tak lubi, a to zawsze on musiał do nich biec, żeby się przywitać.
I co w takiej sytuacji?

Zadzwonię do straży m. i powiem, że zaatakował mnie i mojego psa kot?
