Dzwonię rano do babci, okazuje się, że Marcel znowu nie sikał. Obie kuwety puste. Przestraszyłam się, bo ile kot może nie sikać??? Uruchamiam weta, wet każe podać No-spę, a jak kot dalej się nie wysika, to przyjeżdżać na cewnikowanie

Gonię do babci, babcia zmartwiona, że kotek nie sika, a ja... już od drzwi czuję, że Marcelek....sikał. Tylko gdzie? Babcia nic nie czuje, bo mówi, że ma katar, ale szukała wszędzie. Ja zdejmuję buty, może wejdę na mokre, no i po tropach odkryłam miejsce przestępstwa. Oblany cały kąt kuchni. Babcia mówi, że on w nocy wstawał i szedł do kuchni, babcia za chwilę za nim, bo spać nie może martwiąc się o kota, i wtedy on uciekał właśnie z tamtego miejsca. Po przeanalizowaniu zachowania Marcela doszłyśmy obie do wniosku, że on był bity (lub conajmniej karcony) za załatwianie się w nieodpowiednich miejscach. Może miał chory pęcherz, zaczął załatwiać się poza kuwetą, obrywał za to, chował się w większy kącik i tak spirala się nakręcała. W końcu pewnie za to go wyrzucili. Kocurek ma na skórze dużo strupków, myślałam że to efekt bezdomności, ale teraz nie jestem pewna, czy to czasami nie sprawka jego "właścicieli".
Posiedziałam z kotem na kolanach, wyprzytulałam, wypieściłam, tłumaczyłam, że już jest bezpieczny, że nie musi się bać. Potem Marcelek poszedł poleżeć w swoim ulubionym miejscu. A za chwilę poczciwe kocisko wylazło z norki, weszło do kuwety i ...na naszych oczach pięknie się w niej wysikało


Prawie poryczałyśmy się z babcią z radości



Nie wiem, czy sobie teraz nie pochlebiam, ale wydaje mi się, że on to zrobił dla mnie, bo przy mnie czuje się w miarę bezpiecznie. On wie, że to ja go uratowałam, poznaje mnie, kiedy przychodzę i widać, że się cieszy.