Nieudana wizyta
Rudy pojechał z wizytą. Trzeba tu na marginesie przyznać, że niewątpliwie tkwi w nim dusza hazardzisty. Kiedy transporter wyciągany jest na środek przedpokoju nigdy nie wie, dokąd go zabierają - do mamy i brata (hurra! hurra!:dance: ), czy może do weta ( brrr...

). Bez namysłu jednak skacze czterema łapami do środka - sami wiecie: "Życie jest jak pudełko czekoladek..." i takie tam życiowe mądrości na poziomie
W samochodzie jest cichuteńki i skupiony - naprawdę, czasem z zapędu sama sobie zazdroszczę, że mam takiego bezproblemowego kota

Wie, że już za parę minut wreszcie kocie towarzystwo!!! Bo z bratem jest fajniej niż z dwunożną - nie męczy się po pięciu minutach ganiania i nie sapie jak lokomotywa ("Rudy, daj spokój, ja już nie mogę"), nie robi ceregieli, kiedy się go troszkę podgryzie ("Ała! Ała!") i w ogóle - no sami znacie 10 powodów dlaczego lepsze są cztery łapy niż dwie. Przynajmniej tak było do niedawna. Bo teraz nie wiadomo, czy przypadkiem dwie łapy nie zyskały nieoczekiwanej przewagi. Ostatni wyjazd nie był bowiem udany...
Ujmując rzecz najkrócej jak można, dało się zauważyć różnicę między kocurkiem wykastrowanym a pełnojajecznym. Z niezaprzeczalną przewagą tego pierwszego. Kserokotkowi bowiem baby teraz w głowie, a nie uganianie się po piętrach z dzieciuchowatym bratem... Ba, żeby tylko baby... W zasadzie to obojętne co, byleby na drzewo zbyt żwawo nie uciekało

.
Biedny Kiteczek doświadczył na własnym futrze sexual harrasment. Ni z tego ni z owego Kserokotek spróbował nieudolnie wspiąć się Kitkowi na plecy. Rudy zdziwił się strasznie, obdarzył napaleńca oburzonym spojrzeniem ("No co ty, z byka spadłeś?") i strząsnął natręta. Kserokotek nie dawał za wygraną. Ponownie spróbował wspiąć się na Kita. Rudy odskoczył. Kserokotek fuknął ze złości i przytrzymał Kitka łapkami, dodatkowo przygryzając mu kark. Tego już było za wiele!!!

Rozsierdzony Kitek położył uszy po sobie, odwrócił się i wystrzelał natręta po pysku!
Nie to nie... Tak stanowczo wyrażona odmowa zabawy w doktora uraziła macho do żywego. Usunął się w kątek, ale w Kitka już diabeł wstąpił. Wyraźnie szukał dymu...
Okazja nadarzyła się kiedy do domu weszły psy. Kit odpowiednio zwiększył gabaryty. Od jakiegoś czasu zwykł był w takiej sytuacji wycofywać się na z góry upatrzone pozycje, teraz jednak był zbyt wkurzony, żeby rejterada wchodziła w grę. Przechadzał się dumnie, lekko najeżony i od czasu do czasu odgrażał się w psim języku: wrrrrrrr....
Coś było tego dnia nie tak... Nikt nie brał na poważnie zdecydowanej niechęci rudego do spoufalania. Więc kiedy większa psina, lekceważąc wszelkie sygnały ostrzegawcze zbliżyła się zanadto, Kit postanowił zagrać va bank. Wygiął grzbiet w imponujący łuk, zdolny wywołać zawiść nawet u dromadera, maksymalnie najeżył sierść, postawił do góry szczotę i ustawił się bokiem wykonując serię zabawnych kroczków.
Vera wykazała się rozsądkiem. W końcu Kitkowa mamusia parę razy udzieliła jej lekcji dobrych manier. Nie ryzykując zbytnio wycofała się tyłem.
Kit rozejrzał się wokoło. Jego apetyt na rozróbę nie został zaspokojony, oceniał jednak swoje szanse realnie. Vera jest wilczurem. Należało uszanować jej ustępliwość i nie pakować się w ryzykowną awanturę. Na placu boju pozostała jednak Perełka - drobne, piszczotliwe stworzenie, żyjące tylko dla chwil, w których ktoś z dwunożnych głaszcze ją po nakrapianym łepku

. To właśnie wcielenie niewinności obrał sobie rudzielec na ofiarę złego nastroju.
Podejrzenie, ze Kiteczek jest… jakby tu powiedzieć… wredny, pojawiało się już od jakiegoś czasu w różnych wypowiedziach. Psychologia w małym pazurku, w połączeniu z całkowiym brakiem skrupułów tworzą dość niepokojącą kombinację .
Można oczywiście próbować otulić świadomość tego faktu gustownym eufemizmem w rodzaju: "Radzi sobie chłopak w życiu", ale właściwie czemu nie spojrzeć prawdzie w oczy? No czemu? Czy ta domniemana wredność odbiera mu coś z szelmowskiego uroku? NIE. Po stokroć nie. Bez kompleksów zatem wypada zrelacjonować, co dalej się działo.
Kit przystąpił do ofensywy. Najeżył się tak karykaturalnie, ze trudno było uwierzyć iż to rude monstrum to zwykły kotek domowy. A potem zaczął na Perłę polować. Boczkiem, boczkiem naskakiwał na biedną psicę, która omal zawału nie dostała. Próbowała się schować, zwiać do kuchni, niestety... syczący i parskający potwór szedł za nią wszędzie, wyraźnie znajdując upodobanie w tych prześladowaniach

. Pies skomlił, kot bawił się setnie, a ludzka publika siedziała tak

, niezdolna do jakiejkolwiek interwencji.
Ostatecznie trzeba było biedaczkę wypuścić na podwórze, zanim jej psychika trwale ucierpiała

. Kit uspokoił się troszkę, ale chyba cała wizyta nie usatysfakcjonowała go zbytnio. Wbrew zwyczajowej procedurze nie daje do zrozumienia, że czas na wyjazd - nie wyje pod drzwiami i nie próbuje wejść do transporterka. Jakaś epoka w jego życiu skończyła się bezpowrotnie

Czyżby koniec beztroskich braterskich zabaw? Na pociechę została mu mamusia, która od czasu sterylki zdziecinniała całkiem, bawi się i dokazuje jak mały kociak. Ale to już chyba nie to... Kitek jest niepocieszony
