bo nie lubi?
bo ma tak złe doświadczenia, że ciągle do końca nie ufa?
Czytam uważnie to, co piszesz w sprawie Misi. Coraz bardziej mam wrażenie, że Norek, którego wyadoptowałam w tym roku zimą, to ten sam typ.
Był u mnie znacznie krócej, bo od początku września do lutego. Gdy go zgarnęłam z terenu fabryki, był dramatycznie dziki dziki. Potem się trochę uspokoił, gdy był przez krótki czas sam. Nakolankowcem nie był, ale przynajmniej mogłam brać go na ręce. Ta sielanka trwała bardzo krótko, bo w ciągu kilku dni przywiozłam pozostałe maluchy z tamtego terenu i Norek się wycofał. Do końca już taki pozostał. Podejść do ręki i zjeść coś pysznego, owszem. Pobawić się piórkiem, otrzeć o nogę, tak, bardzo chętnie. Ale gdy chciałam go złapać, uciekał tak, jakby diabła zobaczył.
Znalazł się domek, w którym oczekiwano kotka wesołego, ale niezbyt namolnego jeśli chodzi o pakowanie się na kolana. Jego Duża bowiem najczęściej pracuje w domu, przy kompie. Dopiero teraz niedawno (jakiś tydzień temu) dostałam od domku wiadomość, że Norek stał się naprawdę fantastycznym towarzyszem, przytula się, nie ucieka. Upłynęło pół roku, ale już w jego własnym domku.
Jeśli patrzeć na temat z drugiej strony: wiele razy przekonywałam się, że moje tymczasy, w chwili przeprowadzki do własnego domku, zupełnie się zmieniały, na korzyść. Dystans natychmiast topniał. A uwierz mi, że nigdy przenigdy koteczków tymczasowych nie traktowałam inaczej niż Szczypiorki. Tak samo je przytulam, głaszczę, śpią razem z nami na łóżku. Może to absurdalne, ale wyrobiłam sobie opinię (może nieracjonalną, ale za to empirycznie), że one jakimś cudem wiedzą, że to DT.