Aleksandrów - zacznę od początku.
Dawno, dawno temu nowa lecznica z Aleksandrowa zgłosiła chęć współpracy z nami - no ale łódzkich kotów tam wozić nie będziemy, miejscowych potrzeb nie było.
Trochę mniej dawno temu Anita i Zbyszek przy okazji wizyty w Aleksandrowie wykryli stadko płodnych kotów i chętnego do współpracy karmiciela - odgrzebało się maila, ustaliło z lecznicą warunki. I czekało na akcję karmiciela - tak długo, że w końcu zniecierpliwieni AiZ przywieźli koty do Łodzi i tu wysterylizowali.
I całkiem niedawno - bo jakieś trzy dni temu - z lecznicy zadzwoniono, że jest chętna fajna karmicielka, kotka w ciąży, inne koty i kotki, a nie ma klatki łapki. Więc wczoraj wieczorem zawiozłam klatkę.
Zachęcająca brama
konsekwentne wnętrze posesji
i kocia rezydencja
Oto sprawczyni całego zamieszania – ciężarna Plama
Plama to kotka wyrzucona z domu jakieś dwa lata temu. Jest nieufna – zdziczała, trudno się dziwić.
Oprócz niej jest Pepek – śliczna biało-bura milutka koteczka, która niby ma dom – zależnie od nastroju „właściciela” – mieszkańca posesji.
Wielki i brudny biało-czarny zdziczały kocur, od 4-ch lat na śmietniku (o śmietmiku za chwilę).
Trzy - dwa bure i jedno biało-bure – podrostki, ok.4 miesięczne, ale bardzo mocno wyrośnięte dzieci Plamy z przedostatniego miotu, Ostatni karmicielka i wetka opłakały i uśpiły.... Dzikie, ale pewnie szybko by się oswoiły, szczególnie to łaciate – podchodziło blisko, wywalało brzuszek, kokietowało – na dystans. .
Karmicielka – p.Bożenka – jest emerytowaną pielęgniarką z wiadomej wysokości emeryturą. Żeby wykarmić koty rzuciła palenie – słusznie przeliczając paczkę papierosów na dzienną karmę dla kotów. Smutna jest konieczność takiego wyboru po 40 latach ciężkiej pracy… Sterylek p.Bożenka nie sfinansuje, nie ma jak….
No więc wieczorem zawiozłam klatkę.
Ustawiłyśmy na dachu dla Plamy.
Zbiegowisko mieszkańców posesji (p.Bożena mieszka w bloku obok) – znana skądinąd pomoc w postaci rad, pewność, że kotka za mądra i do głupiej klatki nie wlezie, powątpiewanie, czy istnieją samozamykające się klatki itp. – standard.
Dla odwrócenia uwagi ustawiłyśmy druga klatkę – bo właśnie pojawiły się podrostki – wielkie jak na swój wiek. Ja mówię – łapiemy, p.Bożenka – za małe, w Aleksandrowie powiedzieli, że takich małych nie wytną. Ok, niech się złapią, będziemy myśleć.
Podrostki pochodziły wokół klatek, jedno - ku ogromnemu zdumieniu publiczności - zamknęło klatkę i spokojnie dalej jadło. Więc to jedno zostało przepakowane do kontenera, a klatka zaprosiła drugie - też chętnie weszło. Trzecie - najsprytniejsze -wyjadło mięsko z klatki na dachu i poszło sobie.
Klatka zostałam a my pojechałyśmy do Łodzi do lecznicy całodobowej. W lecznicy fachowcy rozwiali wątpliwości p.Bożenki co do możliwości sterylek takich „maluszków”, kociaki zostały ciachnięte na nocnym dyżurze i o 6tej rano ulokowane w klatce wystawowej w Aleksandrowie.
Oto one – bura dziewczynka i łaciaty chłopczyk, który w czasie jazdy wystawiał do mnie łapeczki i zagadywał:
Klatka łapka czeka na Plamę i czarno-białego kocura. Bo Pepek do wzięcia na rączki i zaniesienia.
I jeszcze o śmietniku – obok bloku p.Bożenki jest śmietnik, na którym żywi się kilka kotów – część wyrzuconych z domu, część wolnożyjących. I starsza pani, karmicielka tępiona przez sąsiadów. P.Bożenka ma z nią porozmawiać – może te koty też da się ciachnąć?
Proszę o kciuki, może o pomoc kogoś z Aleksandrowa - to co prawda po „mojej” stronie Łodzi, ale i tak za daleko, by tam dojeżdżać na łapanki…
Kciuki w pierwszym rzędzie za szybkie złapanie Plamy i dobre decyzje odnośnie kotów ze śmietnika.