Kiedys miałam dziką kotkę z małymi na tymczasie. Ona była dosyć agresywna i w ogóle nie dawał do siebie podejść a małych broniła pazurami i zębami.
Maluchy szybko pojęły że jestem potworem.
Ale tylko uciekały i nie atakowały jak matka. Kiedy odstawiłam matkę (poszła na sterylkę) minęły może trzy dni a maluchy okazały się supermiziakami.
Mam nadzieję że te dzikie rysie też szybko zapomną o dzikiej naturze, chociaz reguły nie ma na to
Kiedyś pewien dziki Bączek, który długo był u mnie z powodu nawracającej infekcji skóry po pogryzieniu wszoł, do końca pobytu u mnie usiłował zwiewać przede mną.
Żałowałam wtedy że nie mam klatki.
Po miesiącu było jednak ciut lepiej a kiedy znalazł po 2 miesiącach dom i pojechał daleko do Wwy, oczekiwałam pierwszego telefonu od nowej Pani z pretensjami, ze jej dałam dzikulca.
A Pani zachwycona, że kochany, że od razu zaprzyjaźnił się z rezydentem i z nimi
Mam nadzieję, ze mimo, ze kociaki są już spore, dadzą się udobruchać. Chociaż wiem, ze najlepiej oswajać takie kotki pojedyńczo, jak jest ich więcej człowiek nie jest im tak potrzebny.
Kciuki za łapankę, a szkoda, że nie macie klatki łapki.