Tweety pisze: Proszę o nie podawanie faktów, które nie miały miejsca, o upewnienie się, które z kotów były tam leczone a które nie, o sprawdzenie jakie koszty fundacja ponosi i w jakiej lecznicy a później dopiero publikowanie informacji, o sprawdzenie ilości przeprowadzonych zabiegów udanych w stosunku do tych, które zakończyły się zgonem, sprawdzenie ile z podopiecznych fundacji odeszło w innych lecznicach. Chyba na tym polega rzetelność dziennikarska.
Dziwne jak wiele wszyscy mają do powiedzenia o rzetelności dziennikarskiej kiedy podaje się niewygodne dla nich fakty

. Tymczasem sama nie potrafisz odpowiedzieć mi na jedno proste pytanie, które zadałam Ci
bezpośrednio kilka postów temu. O odniesieniu się do moich licznych wątpliwości dotyczących popełnionych błędów już nie wspomnę. Przesiedziałam kilka nocy śledząc wątki na Miau i fora internetowe, przeglądając i przypominając sobie liczne akcje i zwierzęta z którymi miałam do czynienia. Przegadałam wiele godzin z najróżniejszymi osobami, które miały do powiedzenia cokolwiek na ten temat, a zwłaszcza o tej „lecznicy”. Wielu rzeczy dowiedziałam się przypadkiem. O moich własnych obserwacjach już nie wspomnę. To co napisałam jest wynikiem tego wszystkiego i najzwyklejszego kojarzenia faktów. Pomijam już fakt, że taki rzetelny wywiad powinien być zrobiony przez zarząd fundacji zanim podjęto współpracę z Chironem
Nie uczestniczyłam w łapaniu kociaków z Bielan, nie miałam styczności z miotem Evy, łapanie Dieselka wspierałam na odległość, omijałam od dość dawna Wielopole szerokim łukiem. Dlatego nie wypowiadałam się na ten temat, bo nie czułam się uprawniona jako osoba o zbyt małej wiedzy. Teraz czuję się w obowiązku dzielić się tym czego się dowiedziałm.
Nie jest faktem, że kociaki w „dziwny” sposób odchodzą i że sama zastanawiałaś się co jest grane i co z świństwo zabija je niemal masowo. Nie jest faktem, że podjęto szaloną akcję odkażania Wielopola i wszystkiego co jest z nim związane (tutaj nie jestem pewna, nie doczytałam, ale chyba łącznie z Twoim mieszkaniem. Jeśli się mylę to przepraszam). Nie jest faktem, że w lecznicy panuje brud i olewactwo, a wręcz pogarda dla zwierząt fundacyjnych (bo o nas jako opiekunach nie będę wspominać; mnie to akurat nie rusza). Nie jest faktem, że pan Wojnar ma opinię fatalnego weta, w dodatku największego flejtucha w tym mieście. I nie chodzi mi tylko o wątek
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=78220&start=45 Mam dalej wymieniać?
Owszem, nie opierałam się na statystykach, bo nie robę raportu i nie o cyferki mi chodzi, ale o ogólną sytuację. Z dwóch powodów. Po pierwsze śmierć każdego, a zwłaszcza wcześniej zdrowego i silnego kota to dla mnie straszną porażką i jakoś nie wyznaję słynnego podejścia Stalina, że jedna śmierć to tragedia, milion – to statystyka. Po drugie: dane o których piszesz byłyby i tak całkowicie zafałszowane. Koty ZARAŻAJĄ się w Chironie, a umierają gdzie indziej. Dlatego efekty działalności Wojnara obciążają inne lecznice, a on zapewne tylko radośnie zaciera brudne tłuste łapska wywalając Ci kolejną fakturę.
Poza tym Twoja wypowiedź śmierdzi mi cynizmem, bo doskonale wiesz, że ja takowych danych nie posiadam. I tak przyszło mi na myśl: może warto faktycznie przedstawiać tu na forum takie statystyki regularnie, np. raz na miesiąc. Złapaliśmy tyle kotów, tyle na tymczasach, tyle leczonych w tej i tej lecznicy, umarło nam tyle i tyle. To co znajduje się aktualnie na pierwszej stronie to dobra namiastka czegoś takiego.
Tweety pisze: Tekst o utrzymywaniu pseudoweta z pieniędzy fundacyjnych .. no cóż, zaraz pewnie część osób wywnioskuje, że mam w tym jakiś udział.
Czyli jednak Chiron nie pobiera od fundacji żadnych pieniędzy???

No to coś mi się tu grubo nie zgadza. I znowu nie mamy do czynienia z faktem tylko moim wymysłem, tak?
Tekst o regularnym utrzymywaniu z pieniędzy fundacyjnych wziął się stąd, że sama mi przyznałaś, że Chiron nie hoteluje innych zwierząt niż z AFN, chociaż bardzo się reklamuje. Kiedyś zadzwoniłam w sprawie miejsca dla kota do nich nie mówiąc nic o AFN i byli strasznie zdziwieni i próbowali mnie za wszelką cenę spławić (to akurat wychodzi im najlepiej, obydwoje są równie odrażający i antypatyczni). Na licznych forach internetowych znalazłam ostrzeżenia przez hotelem Wojnara, ludzie ostrzegają się też pocztą pantoflową, dlatego nikt przy zdrowych zmysłach nie odda tam pupila. W tę brudną lukę wstrzelił się więc AFN.
Byłoby natomiast podłością, nadużyciem i oszczerstwem twierdzenie, że najlepiej wychodzi na tym klinika w Myślenicach i K-V i jest to zorganizowana z premedytacją akcja mająca na celu nabijanie im kieszeni. I chociaż ten mechanizm tak wygląda, to nic takiego nie napisałam, więc nie wiem czemu Cię to tak ubodło. Dodam tylko, że akurat tak się pięknie składa, że siostra montażysty ode mnie z pracy mieszka w tym bloku, dokładnie w klatce nad tą wojnarową „lecznicą”. Dowiedziałam się wielu rzeczy; nie będę się rozpisywać, nadmienię tylko tyle, że „starzy” mieszkańcy tego osiedla ostrzegają nowych, którzy pojawiają się z psami na spacerach przed oddawaniem zwierząt w łapy Wojnara. Kilka zwierząt (zazwyczaj bardzo młodych) na osiedlu padło po wizytach u niego i oczywiście nikt tego od razu nie skojarzył, ale po pewnym czasie tak i fama poszła. Nikt rozsądny stamtąd nawet nie wchodzi do tego przybytku, mając go nawet pięto niżej. Jeżdżą ze zwierzakami po Krakowie. O czym to świadczy – domyśl się.
Tweety pisze:Kto ma ochotę nasłać sanepid, inspektora weterynarii czy co tam chce niech zrobi to imiennie, jako osoba fizyczna, każdy z Was może.
Oczywiście tylko jaki ma to sens w momencie kiedy jutro w Chironie będzie zapewne błyszczało po Twojej dyplomatycznej rozmowie, a fundacja AFN wystawi Wojnarowi laurkę, którą on powiesi sobie na brudnej ścianie?
Tweety pisze:Tylko bardzo proszę więcej do mnie nie dzwonić, że macie, znaleźliście, ktoś Wam wiezie koty, są w schronie i czy AFN może się nimi zająć, bo nie macie pieniędzy, siły, czasu, chęci, możliwości i Bóg wie czego. Jak widać, AFN pieniędzy już też nie ma, nawet żeby leczyć czy przetrzymywać koty w tak podrzędnej lecznicy.
Podciągnie tego apelu pod odpowiedź na mojego posta uważam co najmniej za nieeleganckie i obraźliwe. Owszem, funkcjonując jakoś w ramach Twojej fundacji informowałam o wszystkich kotach w potrzebie o których się dowiadywałam, prosząc o radę i wsparcie. Ale chyba od tego jest AFN? Czy znowu się mylę i przeinaczam fakty? Niemniej NIGDY nie było tak, że zwalałam sprawę na innych, nie miałam jak to napisałaś „siły, czasu, chęci, możliwości i Bóg wie czego”. Wręcz przeciwnie. Zresztą sama doskonale wiesz, że koty które ratowałam i tymczasowałam, od AFN dostawały jedynie leczenie. NIGDY nie wzięłam z fundacji ani grama żwirku, i – z tego co pamiętam – ani ziarenka czy puszki karmy. Koty takie jak Antenka czy Lucyna zostały zasponsorowane w 100% przeze mnie i moje koleżanki z pracy. Maluchy z Olkusza (oby przeżyły!) osobiście stamtąd przywiozłam, zakupiłam im pierwsze jedzenie. Z Akimą która je tymczasuje, podzieliłyśmy się kosztami ich utrzymywania. Poprosiłam tylko o możliwość zaszczepienia ich na koszt fundacji, po czym i tak – zdając sobie sprawę z kłopotów finansowych - znalazłam osobę, która dała na to 100 złotych. Resztę dołożyła Akima. Samochodu fundacyjnego na oczy nie widziałam, a w kocich sprawach przejeżdżam naprawdę spore kilometry, zwłaszcza mieszkając teraz poza Krakowem. Grafit i Puszek z Kłaja też już w 100% przeszli na moje utrzymanie. Nie piszę tego po to żeby bawić się w wypominki, bo tak jak zawsze powtarzam nigdy nie wypomnę niczego zwierzakom (a z pewnością zaraz zostałabym o to posądzona) tylko po to żeby Ci uświadomić jak bardzo jesteś niesprawiedliwa.
A co do dzwonienia to jeżeli sobie tego nie życzysz to naprawdę nie ma sprawy, tylko od załatwiania takich spraw chyba służy pw. Ja akurat (intuicyjnie!) również miałam - zasadne jak się okazało - wątpliwości co do Twojego wczorajszego histerycznego telefonu w sprawie kotów Marka. Dobrze, że odłożyłam wyjaśnianie na drugi dzień, bo Marek kilka godzin później zadzwonił i przedstawił mi jak sprawy naprawdę się mają. Strasznie jestem Mu za to wdzięczna, bo dzięki temu nie zrobiłam z siebie idiotki na całego przed rzecznikiem prasowym PSP i dziennikarzami, których chciałam tematem zainteresować. To tak na marginesie.
Boga może w to nie mieszajmy, akurat jestem ateistką, możesz wzywać Buddę czy Allaha, tak samo na mnie to podziała
Tweety pisze: Jeżeli ktoś z Waszych znajomych niechcący zalicytował cegiełkę na koty AFN-u to niech wpłaci bezpośrednio na konto lecznicy Krakvet lub Therios na poczet długu naszych kotów, w jednej i drugiej jest do zapłacenia odpowiednio 2100 zł i 2400 zł.
Jako, że Mariola wyjechała wystawię jeszcze jeden bazarek, na którym będą powystawiane przedmioty, z których dochód (o ile jakiś będzie), w całości zostanie przekazany wyżej wymienionym lecznicom.
To także wypadałoby wyszczególnić jako apel ogólny. Netykieta się kłania po raz kolejny (ale lepiej znamy się na rzetelności dziennikarskiej, nie?

)