O mamo, jeszcze mi sie nogi trzesą, wzięłam sobie do serca wasze ostatnie posty i zdecydowalismy że jednak zrobimy mu ta kroplówkę...Posadzilismy Wicusia na kocyku w łazience, na pralce, trzęsącymi sie rękami przygotowałam ustrojstwo, latajac co chwila do kompa i czytajac wskazówki Jul-kota (DZIĘĘĘĘĘĘĘĘKI!

),zamiast wydrukować, he, he, ale nie mam juz tuszu...(Dzieki Blue, ale w moich nerwach nie dogadałabyś sie ze mną

), kocio jeszcze spokojny, wącha Cardiol, zrobiłam namiocik i kuj! Nic nie poczułam, kot tez nie, spuszczam płyn a tu cieknie zaworkiem!!!! Próbowałam to załozyć na nowo ale z trzęsiawki wyjełam niechcący igłę, ok, druga próba- moja siostra, kot juz zły, i kuj, i dupa, żachnał sie i igła out, ja już mdleje, kot warczy, ok, trzecia próba, znowu ja, kuj, igła siedzi, płyn cieknie, kot chce gryźć, siostra trzyma głowę, ja sprawdzam czy jestem pod skóra co Winia biednego juz rozsierdziło zupełnie, siostra nie miała siły go trzymać, ręcznik na łeb i mama trzymała go dalej bo bardziej zdecydowana i silniejsza:) Wpuscliśmy w niego 150 ml, Winio spieprzał potem jakby mu lat ubyło ( a gdzie ten chory kot?), powarczał a teraz chodzi jak żywczyk z gulą wisząca pod pachą, o maaaamoooo!
Dzieki wszystkim, jestescie cudowni!

Gdyby nie Wy pewnie nie zdecydowałabym sie na ten krok dzisiaj a tak mamy juz chrzest bojowy za sobą...ufff!
P.S Adrenalina płynie mi uszami a Winio poszedł spać na poduszce z glukozy...
