NOT pisze:Nie bardzo rozumiem o co tu chodzi.
Pani Iza chce szukać maluchów i dobrze.
Ja jej w tym pomóc nie mogę.
Mieszkam daleko i nie dysponuję wolnym czasem.
Zresztą byłam na tym terenie wraz z p.Izą i moją kumpelką (zanim rozpoczęto prace) i żadna z nas nie znalazła małych kociaków.
Wlaśnie wtedy usłyszałam od bezdomnego, że w tej rozwalonej szklarni były kociaki, ale nie umiał okreslić ani ich wieku ani gdzie kocica je przeniosła.
Szklarnia do połowy zarosnięta była pokrzywami sięgającymi pasa, a w wolnej części przy pustych miskach leżały 2 dorodne kocury. Maluchów i kocicy ani widu ani słychu. Starałam się znaleść tam kociaki, ale najprawdopodobniej ich wtedy tam nie było.
Teraz okazało się, że jednak tam są kocięta. Ponieważ ta rozwalona szklarnia jest dziurawa jak sito z każdej strony, to nie wyobrażam sobie wyłapania dzikich kociąt, gdy one mogą uciekać w każdym kierunku.
Nie wiem, jak p.Iza może tego dokonać.
To prawdziwy cud, że udało się jej złapać już jednego.
Kilka lat temu postanowiłam, że będę pomagać p.Izie w sterylkach.
I tego się trzymam nie pierwszy już rok.
Cały czas nalegam, aby sterylizować każdą młodą i starą, kotną i niezaciążoną kocicę, która pojawia się na terenie p.Izy.
Chodzi mi o to, aby nie było tam przyrostu.
Za każdym razem nalegam, aby sterylizować 2-4 kocice, a nie przyjeżdzać po jedną kotkę, skoro w danym dniu muszę zrobić prawie 100km.
To, czy kotki maja wrócić na swój teren, czy nie to sprawa drugoplanowa.
O tym decyduje p.Iza, która zna warunki bytowania danego kota.
Jestem za tym, aby koty z lotniska przemieścić na spokojniejsze tereny, ale nie nalegam. O tym decyduje p.Iza.
Na jutro wczesnie rano miałam zarezerwowane auto, ale dzisiaj okazało się, że w TOZ-ie mają akcję i samochód moge dostać później.
W Dąbiu byłabym około god. 11-11,30, ale p.Izie ta godz. nie odpowiada.
Dlatego po raz drugi w tym tygodniu p.Iza zrezygnowała ze sterylizcji.
Rozumiem, że nie ma teraz głowy do tego, bo zajęta jest ratowaniem tegorocznych kociaków.
Co do apelu p.Izy o DT dla maluchów od bezdomnych, to pomóc nie mogę.
Maluchami jestem obecnie zawalona i nic nie będę brała od nikogo dopóki nie oddam "moich" podrosniętych, wyleczonych juz kociąt. Z troski o posiadane kociaki nie mogę brać kolejnych.
Widzisz NOT teraz widac to dokladnie ze niby cel jest wspólny ale nieporozumienia biora sie bo myślimy inaczej.Inaczej też wygląda nasze życie i inaczej Każdy z Nas ma rozplanowany dzień.Ja mam ścisłe terminy wszystkiego. Nawet każde karmienie musi być wykonane o stałej porze. Inaczej ryzykuję zdrowiem i zyciem kotów. Mam miejsca, gdzie zaniepokojone moim brakiem koty, potrafią wybiec na ulicę i mnie wypartywać. Nie mam na to zadnego wpływu.Jestem Ci Bardzo wdzięczna za Pomoc w sterylkach.Wiesz że mój główny problem nie polega na niczym innym jak tylko na braku transportu. Koty sterylizuje od wielu lat, zanim jeszcze sie poznałysmy.Wozilam koty z Meżem, kiedy jeszcze częściej bywał w domu, bo pracował inaczej. Prosiłam czasem kogoś zaufanego.Sterylizuje każda kotkę. Nawet ciężarna niestety.Dlaczego? Każdy wie. Stado jest tak liczne że nie mozna sobie pozwolić na zaden niekontrolowany przyrost.Ilosć stada którym opiekuje sie od wielu lat, nie zawdzięcza swojej ilosci przyrostowi naturalnemu a raczej ilości kotów ktore przez te lata trafiały kolejno na nasze kocie stołowki.Najlepszym tego przykładem jest to ze w ubieglym roku ten przyrost wynosił zaledwie 4% w stosunku wielkości populacji. Jeśli wezmiemy ówczesną wtedy ilosć kotów pod moja opieką czyli te 130 sztuk a urodziło się jedynie i przeżyło 5 dodatkowych kotów w stadzie to chyba jest to jakis sukces. Tym bardziej że stado składa sie w wiekszości z kotek.Juz nie młodych i dawno po sterylkach.Dwie matki tych kociakow, które sie urodziły w ubiegłym roku, bo wtedy na czas nie zdażyłam ze sterylkami, zostały wysterylizowane w tym roku w pierwszej kolejnosci.Zastrzegałam juz wtedy że w związku z tym ze wzięłam kolejna dużą grupe kotów pod opiekę, w tym większośc niewysterylizowanych kotek, nie ma co liczyć na cud i nie ma szans aby nie urodził sie żaden kociak.Dla mnie juz wtedy było to oczywiste, mając na uwadze czas, warunki i mozliwosci jakimi dysponuję. Tylko dwa razy sie zdarzyło ze zostalo zrobione tylko po jednej kotce,choć były to przypadki pilne i uważam ze choć dla tej jednej sztuki warto ze przyjechałaś.Mam małe mieszkanie. Dodatkowo dysponowałam tylko dwoma klatkami. Kotki robione trzy lub cztery bo i tak było, siedziały w klatkach po dwie.Uwazam że pomimo tego zostało zrobione bardzo duzo w dosć niedługim czasie. Na terenie na którym nikt nigdy nic dla tych kotów oprócz karmienia nie zrobił.Za jakiś czas byłaby tam teraz prawdziwa "rzez niewiniątek" I nikt by juz nad tym nie zapanował.W chwili obecnej 20 kotek miałoby maluszki.Spokojnie licząc to 60 kociaków. Ilez nich by przeżyło roboty? Nawet boje sie o tym myśleć.Cieszy mnie tylko to ze ten problem jest juz za nami.Fakt sa trzy kotki.Urodziły.Ale wiem jaka jest sytuacja.Wiem gdzie sa maluszki. Częsć juz bezpieczna u mnie.Podkreślam że cały czas piszę o Swoim Terenie.Powiem szczerze ze najbardziej mnie zdziwiło to co napisałaś o wypuszczaniu kotek po sterylce. Traktujac miejsce wypuszczenia jako sprawe drugorzędną.Znam przypadki, kiedy kotki po sterylkach straciły zycie, wlaśnie dlatego ze zostały wypuszczone w obcy teren.Nigdy nie zdarzyło mi sie zebym wypusciła wysterylizowaną kotkę w obcym terenie i z całą pewnoscią nigdy tego nie zrobie.Piszesz ze teren gdzie trwają teraz prace jest terenem zagrożonym?W jakim sensie? Bo jeśli chodzi o lisy, to w drodze z działki tak nad tym wszystkim myślałam i zaczęłam sie nawet zastanawiać , czy w takim wypadku nie należy przesiedlić wszystkich kotów , w tym z moich działek też. No jakby nie patrzec to też sa działki. Tyle że zasiedlone przez ludzi.Wiec zagrożenie chyba takie samo?Skoro działki które sprzątają nie sa zasiedlone od ubieglego roku i koty żyja bez ludzi, to chyba jakos dają rade sie bronic przed lisami?No sama juz nie wiem bo zgłupiałam....Karmie koty od wielu lat i stwierdzam ze tereny zielone są jak najbardziej bezpieczne.Koty które tam karmie są spokojniejsze, wolniej jedzą. Nie spieszą sie tak jak w miescie bo idzie jakis człowiek z psem czy jedzie samochód.Te koty w terenach zielonych zyja zupełnie innym rytmem.Mają więcej spokoju.Potrafia okazać że są wypoczęte i wyluzowane. Koty miejskie często sa zestresowane, bo muszą na wszystko czujnie uważać. Ludzie, Psy, samochody, zamykanie okienek piwnicznych z kotem w środku. To wszystko sa pułapki czychajace na koty zyjace w mieście. Przepędzanie, ganianie, rzucanie kamieniami, trucie, szczucie itp.Chyba wystarczy.Szklarnia o której piszesz faktycznie ma dziury ale tylko z jednej strony. I własnie to powoduje że jest pułapka dla tych kociąt.Nie mają mozliwosci uciec z dwóch stron, gdzie na dole sąpełne szyby.Pozostaje tylko opcja ucieczki gdzie szyb brakuje, czyli prosto w ruiny.Malucha łapałam na pułapkę. Niestety jak już pisałam nawet na pułapke jest bardzo cieżko, bo kotka stwarza problemy.Nie mam pomysłu. Muszę chyba liczyć na cud.....Szklarnia pod dach jest wypełniona ostami.To miejsce które wybrała kotka jest o ile bezpieczne teraz dla nich o tyle fatalne dla mnie.A co najgorsze ze liczą się tutaj godziny.Czasu jest coraz mniej a sprawa tkwi w miejscu.
'