Dopóki tam byłam - połowiczny sukces.

Znaczy, piątka maluchów rezyduje u mnie w pokoiku. Orchidka polowała jeszcze na mamusię, gdy odjeżdżałam.
W tenże sposób stałam się szczęśliwą tymczasową posiadaczką piątki dorodnych kociąt.
Krówek ze stoickim spokojem poszedł spać zaraz po przyjeździe. Ma przeuroczy pyszczek, i małego zezika, zdaje się.
Dwie czarne panterki - jedna ułożyła się elegancko w koszyku, druga w kuwecie. Smukłe i mniejsze od marmurkowego rodzeństwa. Cudne oczywiście.
Dwa misiowe marmurki. Najodważniejsze.
Rodzeństwo obadało wszystkie kąty, wylało wodę, wysypało żwirek z kuwety, pojadło, poprzewracało transporterki, i w zdecydowanej większości poszło spać. Wygląda zdrowo, aczkolwiek jeszcze nie przyglądałam się dokładnie uszom i całej reszcie. Pleć Orchidka podawała, ale mi się pomieszało wszystko z wrażenia. Dam im odetchnąć, zanim przeprowadzę akcję Frontline. Lepsze foty będą wkrótce, mam nadzieję.