Powtórzę to, co pisałam wcześniej.
Były próby oswajania Gucia!
Kiedy jeszcze ze swoją siostrą Gajką byli maluchami i przebywali na kwarantannie, był brany na ręce, głaskany, tulony.
Gajka - pomimo, że się bała - wzięta na ręce i przytulona, uspakajała się i zaczynała mruczeć.
Gucio - z obłędem w oczach ze strachu, wyrywał się i płakał. Odłożony do klateczki, natychmiast chował się za Gajkę.
Tak było tydzień w tydzień.
Kiedy można było je przenieść na Kociarnię do boksu - Gajka - chociaż nigdy nie była typowym przytulakiem - nie uciekała, nie chowała się i dawała się pogłaskać.
I w takiej skromnej panience ktoś się zakochał i podarował jej dom.
Gucio nikomu nie dał szansy.
Nigdy nie dał się do siebie zbliżyć, pogłaskać i przytulić.
I tak jak Otisa, czy Ptysia, czy nawet Alberta - "przyłapanego" w koszyku - można było głasknąć, tak Gucia nie udało się nigdy.
To zdjęcie udało mi się zrobić poza boksem.
Gdy tylko zaczęłam otwierać drzwi - Gucia już dawno nie było.
Kochamy Gucia takim jaki jest.
I jeżeli nie chce być nakolankowym przytulakiem, nie będziemy go na siłę uszczęśliwiać.
Pozostanie w Schronisku, gdzie ma opiekę, jedzenie, dach nad głową i ciepło.