Dopiero wstałam, śniło mi się, że mieszkałam w jakimś mieszkaniu na parterze i przez drzwi balkonowe wciskały się do domu całe stada bezdomnych kotów, wzajemnie się tratując

Czyli choroba już blisko...
Odwiozłam do Kłaja Pusię, przywożąc w zamian jednego malucha, drugiemu córka pana Jana znalazła dom. Pan Jan złapał Trinię Juniorkę do garażu, próbowaliśmy przez godzinę ją złapać, ale oczywiście się nie udało. Kicia wmontowała się gdzieś w resor samochodu i nie dało się jej wygonić. Trinia Seniorka siedziała na murku i chyba mnie poznała.
Potrzebna byłaby jedna łapka, żeby zostawić ją panu Janowi na dzień-dwa. On zwabi do garażu Trinię, a tam będzie łapka i miejmy nadzieję, że kićka do niej wejdzie jak zgłodnieje. Innej możliwości złapania jej nie widzimy.
W ostatnim bloku, w piwnicy tam gdzie bywały otwarte okienka, są maluchy, chyba już miesięczne. Z tego co widzę lokatorzy dbają o nie, a zwłaszcza baba, od której dostałam ochrzan, że wywieźliśmy rzekomo jej matkę, kiedy były malutkie

Są podobno dokarmiane, mają podstawioną deskę, po ktorej sobie wychodzą na trawę. Wczoraj brykały sobie po niej rozkosznie dwa maluchy, podobno są cztery. Nie wiem jak się koło tematu zakręcić, bo baba jest bardzo niemiła, wysiaduje cały czas na balkonie i po kryjomu się nie da
Pan Jan powiedział mi o wyrzuconym z samochodu piesku, który teraz błąka się po osiedlu, szukaliśmy go, ale nie wyszedł. Potem jeszcze pokazywał mi robaczki świętojańskie w lesie i suma sumarum wróciłam do domu dobrze po 23:00
