No i wczoraj zaliczyłyśmy kolejną wizytę w lecznicy.
Mniejsza o katar - głównym celem naszej wizyty było uszko, które poprzedniego dnia starałam się wyczyścić Otiseptolem. Po tym czyszczeniu dopiero się porobiło

Kasia bez przerwy potrząsała głową, jakby chciała coś z tego uszka wytrzepać i jakby coś ją w tym uszku swędziało nie do wytrzymania. Oczko z tej strony miała zmrużone na stałe, a uszka nie była w stanie ustawić w pionie. Bałam się, że wpuściłam jej do uszka za dużo tego preparatu (bo oczywiście rzucała się, jak szalona, podczas tego zabiegu) i że dostał się on gdzieś, gdzie nie powinien.
Mój wet jest na urlopie i byłyśmy u nowej, młodej i bardzo fajnej pani doktor Marty Paluch (polecam

) Pani doktor z uwagą wysłuchała mojej całej opowieści (długiej i mrożącej krew w żyłach

) i następnie dokładnie Kasię wyoglądała i zmierzyła jej temperaturę (Kasia czuła się wyjątkowo poniżona tym zabiegiem

). W uszach nie było widać nic podejrzanego, ale obydwa zostały przepłukane chyba ze trzy razy różnymi środkami, a następnie solidnie wytarte. W lewym uszku nie było dosłownie nic, a z prawego, tego wytrząsanego, udało się wydobyć dwa maciupeńkie okruszki zaschniętej wydzieliny (wymiary 1 mm x 2 mm). Po tym wszystkim Kasi wyraźnie ulżyło i do wieczora zupełnie przestała potrząsać główką. Wygląda na to, że te przyschnięte ociupinki wydzieliny jakoś dokuczały Kasi od dawna, a po użyciu przeze mnie Otiseptolu odkleiły się, ale niezupełnie i dlatego drażniły wnętrze uszka jeszcze bardziej.
Tak więc od teraz będę czyścić uszka Kasi regularnie, bez względu na protesty, które do tej pory zawsze uwzględniałam
Kasia dostała jeszcze zastrzyk na podniesienie odporności, który mamy powtórzyć jutro i za całość tych zabiegów zostałam skasowana na
30 PLN - tak więc chyba mogę z czystym sumieniem polecić lecznicę przy Piłsudskiego wszystkim krakowianom
EwKo pisze: Widzę, ze prześladuje Cię wizja czwartego kota Nie wiem, czy da się przewidzieć, jak zareagują koty na pojawienie się nowego przybysza. Zobacz moje: maluchy sprawiły, że Tosia nie jest już bezwględna szefową - sama nieraz musi uciekać przed zapedami małolatów, Mela nie jest już tą ostatnią, "dziewczyną do bicia" - że tak powiem, choć to już po kroplach Bacha zaczęło się zmieniać, Kluni jakoś specjalnie to chyba nie obeszło Mimo zakocenia, jest chyba, hmm...lepiej. Z punktu widzenia kociej społeczności w moim M pomieszkującej
kasia86 pisze: Mb, moja Buńcia na każdego nowego kota dostawała szału.
Po kilku dnia takich fochów robiła sie bardzo opiekuńczą kotką.
W żadnym wypadku nie namawiam Cię siłowo do brania kotka, ale myślę, że maluszek rozruszałby Twoje panny.
weatherwax pisze: Zawsze chciałam się dokocić, ale jak wreszcie w zeszłym roku przekonałam TŻ, że optymalna liczba kotów w domu to 4, a nie 2, to byłam szczęśliwa zaledwie przez tydzień. Do łapkoczynów nie doszło, a spodziewałam się tego, ale za to doszło do ataków padaczkowych mojej Łapki-alergiczki, pewnie pamiętasz. I jeszcze mnie vetka FIPem straszyła, specjalne badania krwi robiliśmy. Ja, niestety, juz nie spróbuję, nie mogę uszczęśliwiać żadnego kota kosztem moich rezydentów.
[Hm, chiciaz dalej uważam, że 4 to piękna i optymalna liczba! Ech.]
No więc największym problemem jest to, że nie da się przewidzieć skutków dokocenia

A przy tylu "trudnych" kotach, jak moje dziewczyny, może być znowu akurat tak ciężko, jak było w przypadku Bisi, a nie tak dobrze i korzystnie, jak było z Mrusią. Dodatkowo czas płynie i wszystkie one są starsze niż wtedy przy Mrusi, a nawet przy Bisi. W lipcu Bisia kończy 12 lat, Kasia ma co najmniej 10, a Kropcia na pewno 8, albo i więcej. Siły fizyczne mimo wszystko osłabiają się z wiekiem, a psychika Kasi wcale się nie poprawia. Do dzisiaj mam w uszach rozpaczliwy krzyk Kasi, gdy dawno temu Bisia chciała ją bić w kuwecie, a Kasia nie miała jak uciec

No i to, jak Kasia siusiała pod siebie ze strachu prze Bisią

Nie chciałabym urządzić jej czegoś takiego jeszcze raz.
Poza tym, przy Bisi byłam wielką optymistką: z góry założyłam, że jest niemożliwe, żeby trafił mi się drugi kot z alergią pokamową (Mrusia od większości karm dostawała zapalenia jelit, a nie chciała jeść nic innego poza suchymi karmami). Tymczasem Bisia okazała się uczulona na gluten kukurydziany. I trzeba było pół roku, żeby dojść do tego, co jej właściciwie szkodzi. A przez ten cały czas z biednego kociska prawie się lało, a ile się nasprzątałam - bo ona w to właziła w kuwecie i w ogródku i potem roznosiła po podłodze i meblach. Non stop zmywałam rozsmarowane wszędzie kupki i szorowałam łapki Bisi

A jak trudno było znaleźć karmy, które nie szkodziłyby ani Bisi ani Mrusi
Jednak wtedy nie było to aż takim problemem, bo siedzialam w domu, a teraz nie ma mnie co najmniej 9 godzin dziennie

Z tego także powodu nie mogłabym adoptować małego kotka - nie mógłby tak przebywać zupełnie bez żadnej opieki przez tyle godzin. Dodatkowo nie mógłby wychodzić do ogródka, bo ogródek jest zabezpieczony tylko przed ucieczką dużych, korpulentnych kotów
No i sprawa mojego wieku. Nie piszę tu o tym, bo to wątek koci, ale ja już jestem w takim wieku, że nie chciałabym kiedyś zostawić po sobie osieroconych kotów. To straszny los dla nich

Jakkolwiek oczywiście też nie mam gwarancji, że przeżyję wszystkie moje koty. A że w ciągu ostatniego roku u nas w pracy rozstało się z tym światem mnóstwo osób +/- w moim wieku, to postanowiłam w najbliższym czasie sporządzić testament u notariusza, aby zabezpieczyć jakoś moje koty na wszelki wypadek
No i finanse - za parę lat mogę nie podołać sytuacji, gdy kilka kotów rozchoruje się na raz.
Tyle tylko, że gdy czytam na forum o tych wszystkich nieszczęśliwych kotach, potrzebujących pomocy, to nie wystarcza mi świadomość, że mam jednego wirtualnego podopiecznego i że wspieram trochę finansowo, w miarę możności, jeden z azyli. Tak więc, wciąż się zastanawiam i czekam, że może jakieś zrządzenie losu zadecyduje za mnie, co robić

Tak czasem bywa, że nieoczekiwanie zdarza się coś, co zmusza człowieka do podjęcia konkretnych działań.
anna09 pisze: Jak dziewczynki znoszą te upały? Chlopaki upały głównie przesypiają, aby późne popołudnie i wieczór spędzać na balkonach
Jak na razie upały w ogóle nam nie dokuczają, bo nasz budynek jest wykonany w technologii kanadyjskiej, więc się nie nagrzewa. Dodatkowo rolety antywłamaniowe zabezpieczają wnętrze mieszkania przed prażącym słońcem i gdy wracam do domu to koty od razu pędzą do ogródka, żeby się wygrzać na trawce
