mrrrrrrr pisze:izydorka pisze:ja mojego rudego wzięłam po śmierci poprzedniego kotka...
to nie jest łatanie dziury, a potrzeba serca.
No i Korciaczki mają rację, inaczej kot reaguje na jednego osobnika, a inaczej na stado w niedużym pomieszczeniu...
... o ile nie nastepuje za szybko...
Może "łatanie dziur" nie jest najlepszym określeniem, ale coś jednak w tym jest. Serce boli, pustka wyje, chciłałoby się zmarłego mieć przy sobie, ale się nie daje. No i w którymś momencie, dla każdego indywidualnym, potrzeba dania miłości następnemu zwierzakowi staje się tak wyraźna, że człowiek pokonuje wszelkie przeszkody i zdobywa upatrzone zwierzę, a później stara się o jego miłość.
Ja po śmierci swoich zwierzaków wytrzymywałam do dwóch tygodni... Mimo tak krótkiego czasu, te które odeszły, były i są dla mnie jedyne na świecie. Dawanie siebie innym nie jest zdradą wobec nich, a właśnie potrzebą serca. Konieczne jest jednak dojrzenie do decyzji adopcji, nic wcześniej.. Inaczej to gwałt na duszy.
Mrrrrrrr, trzymam kciuki, żebyście doszli do siebie.
Żeby Was przestało boleć. Choć troszkę.
I żebyście kiedyś umieli podjąć na spokojnie decyzję o wzięciu następnego futrzaka.
I żebyście byli znowu szczęśliwi.
A za Marleya kciuki wielkie. Domuś na pewno się znajdzie
