Ktoś ten wątek czyta?
Wczoraj wieczorem zgarniałam zagubionego ( wyrzuconego) domowego biało-rudego kocurka, który próbował zwiac na drzewo.
Głodny, przybrudzony i pełnojajeczny.
Karmicielce, która mnie wezwała, kazałam monitorowac okolicę na okoliczność ogłoszeń ws. kota. Ale jakoś nie sądzę, zeby ktś go szukał aż tak.
Dzisiaj Żak ( bo znaleziony vis a vis Chatki Żaka na miasteczku akademickim) pojechał do weta na obcięcie tego co trzeba.
Razem z Gazikiem
Do wzięcia od zaraz jest szczuplutka czarnulka, wysterylizowana, mrucząca i ugniatająca podłogę w lecznicowej klatce na sam widok człowieka.
Szkoda byłoby wypuścić ją pod blok , do meneli.
Zdjęć nie mam bo czekam z utęsknieniem na cyfrówkę zakupioną na allegro. A komórką nie podejmuję się pstrykać czarnego kota.
Wczoraj późnym wieczorem przeżyłam chwile pełne grozy.
Zadora, mama Naleśnika, przywieziona po sterylce, próbowała wydostac się na dwór.
Siedziała na parapecie i postękiwała smętnie.
Była 23-cia z minutami. ja przy kompie tuż obok. W pewnym momencie poczułam na plecach dziwnym chłodek...

... odsunęłam zasłonkę...patrzę a tam połówka okna otwarta na 30cm, a za oknem , na parapecie zewnętrzym siedzi kilka moich kotów...
Adrenalina w górę, wyskoczyłam jak oparzona, zaczełam ściągać koty za uszewkę do mieszkania a potem latarkę w ręce i biegiem dookoła bloku odmawiajac po drodze Zdrowaśki żeby tylko nie trzeba było ganiać moich kotów po osiedlu...
Znalazłam na trawie...własnie Zadorkę, która na moje kici kici, walnęła się w krzaki brzuchem do góry i mrrrrrrr...mrrr...
Zaniosłam do domu i padłam wyczerpana nerowowo.
Po pól godzinie poszłam z psami na spacer. Dookoła bloku, jak zawsze. Po stronie gdzie jest owo feralne okno zaczął uciekac jakiś biały kot... psy troche pogoniły ale nie za bardzo...
Szybko do domu, sprawdzam stan białych kotów- brakuje Beatrycze vel Beatki.
Znowu za latarkę i biegiem... znalazłam ją pod krzakiem, wystraszoną, mokrą od deszczu...na moje "kici kici, Beatka..." wybiegła prosto na moje ręce i tuliła sie przeokropnie do samego domu. Oraz mruczała.
Do trzeciej nad ranem co kilkanaście minut wstawałam z łóżka i sprawdzałam czy wszytskie koty są. Wciąż mi się wydawało, ze któregoś brakuje...
Dzisiaj oko otrzymało nowy, solidny ogranicznik z plecionej muliny.
Nie ma takiego kota, który byłby w stanie to zerwać.